Autor: Lawrence W. Reed
Źródło: fee.org
Tłumaczenie: Bartosz Pisarski
Wersja PDF
Artykuł z 31 października 2017 roku
Atrakcyjność Halloween polega częściowo na tym, że otrzymujemy coś atrakcyjnego wyłącznie dzięki temu, że pojawiamy się przed drzwiami naszych sąsiadów, a to z kolei przekłada się na nasze nawyki wyborcze.
Cóż, i znowu to samo — kolejne Halloween. To takie „święto”, na które nigdy nie czekam i zawsze odczuwam ulgę, kiedy się skończy.
Co jest nie tak z Halloween?
Jak każdego roku przez ostatnie 60 lat, w ten czy w inny sposób będę świętował dzisiejszej nocy. Będę siedział na skraju mojego podjazdu obok ogromnego kosza słodyczy i rozdawał je blisko 200 dzieciom, które, jak co roku, przyjdą pod mój dom. W myśl zasady, że „lepiej jest dawać, niż otrzymywać”, wolę dać cukierek, niż otrzymać namydlenie okien.
Aby ukryć moje zakłopotanie, będę czynił to z uśmiechem na twarzy.
(Jeżeli zastanawiacie się teraz, dlaczego zamierzam siedzieć na skraju podjazdu, robię to z dwóch powodów. Po pierwsze, jeżeli siedzę w środku, to wtedy, co kilka minut dzwoni dzwonek i psy dostają szału. Po drugie, ogromna większość rodziców w dzisiejszych czasach najwyraźniej nie mówi swoim dzieciom, tak jak czynili to moi rodzice, że nie powinno się wchodzić na cudze podwórko. Nie mówiąc już o deptaniu roślin czy aranżacji.)
Możecie spisać mnie na straty, jako stukniętego, drażliwego staruszka, który nie wie, na czym polega zabawa. Niemniej, jeśli naprawdę mnie znacie, to wiecie, że nie w tym rzecz. Mam problem z Halloween ze zgoła innych pobudek. Szczerze mówiąc, Halloween wydaje mi się po prostu świętem socjalistycznym.
Socjalistyczny wydźwięk Halloween
Kilkaset dzieci, większości których nie znam i nigdy wcześniej nie spotkałem, przyjdzie pod mój dom domagając się swoich „praw”. Oczywiście to wszystko będzie służyć jedynie rozrywce. Rozumiem to. W dodatku, to święto nie premiuje zupełnie roszczeniowej postawy, co byłoby dla mnie jeszcze bardziej irytujące. Dzieciaki naprawdę dają z siebie wszystko, aby zaskoczyć mnie swoim przebraniem. Niemniej mamy tutaj do czynienia z bezwarunkowym ultimatum: „cukierek albo psikus”. Zdecydowanie bardziej preferowałbym uczciwą, całkowicie dobrowolną wymianę, w której nie ma przegranych („win-win”): „Panie Reed, jeżeli zgrabimy u Pana liście, czy otrzymamy od Pana trochę ciasteczek z masłem orzechowym?”
Ta zjawisko nie byłoby warte napisania artykułu, jeżeli trwałoby do momentu ukończenia 16 czy 18 roku życia. Wtedy można byłoby potraktować je jako zachowanie charakterystyczne do momentu wejścia w dorosłość. Jednakże, prawdziwie przerażającą rzeczą w święcie Halloween jest to, że wielu ludzi nigdy z niego nie wyrasta.
Lata po zbieraniu Twoich słodyczy, niektórzy podczas wyborów głosują jak gdyby uczestniczyli w Halloween. Co więcej, w tym przypadku oni nawet się już nie przebierają i nie zadają sobie żadnego trudu. Wynajmują ludzi w niebieskich kostiumach z odznakami, aby zdobywali „łakocie” za nich. Te „łakocie” to państwowe świadczenia na kartki żywnościowe, pomoc zagraniczną, pożyczki studenckie i czego tylko dusza zapragnie.
Być może dzisiejszej nocy będę zachowywał się nieco inaczej niż dotychczas. Kiedy znów będę rozdawał ciasteczka, powiem uprzejmie do każdego młodzieńca: „skończ z tym, kiedy nadejdzie czas wyborów. Poczytaj, proszę, ten esej Davy’ego Crocketta („Not Yours to Give”), kiedy będziesz zajadał słodycze”.
A z pewnością będę o tym myślał cały czas, dopóki nie wyłączę świateł o godzinie 21:00.