Autor: Mateusz Benedyk
Wersja PDF
System Rezerwy Federalnej postanowił po raz kolejny, że agresywna polityka monetarna jest najlepszym lekiem na kryzys, choćby na ten wywołany przez wirusa. Do pewnego stopnia odpowiedź Fedu przypomina rozmaite narzędzia podobne do tych zastosowanych w 2008-2009 roku. W tym duchu doszło do:
- obniżek stóp procentowych
- uruchomienia programów masowego skupu aktywów.
Taka polityka pieniężna zawiodła już poprzednim razem — ożywienie w Stanach Zjednoczonych okazało się wyjątkowo powolne. Co jednak ciekawe — polityka ta nie doprowadziła do wysokiej inflacji. Dlaczego tak się stało? W ramach masowego skupu aktywów bank centralny kupuje np. obligacje od banków, które jednak nie mają obowiązku kupować nowych aktywów (kredytów czy papierów wartościowych) w to miejsce. Dopiero kiedy banki udzielają kredytów lub kupują papiery wartościowe, podaż pieniądza wzrasta — ludzie mają więcej gotówki i depozytów na żądanie, którymi mogą płacić za dobra i usługi. To z kolei wywołuje presję na wzrost cen dóbr konsumpcyjnych. Akcja kredytowa po kryzysie 2008-2009 roku była jednak w Stanach Zjednoczonych niewielka — wywołała inflację, ale zupełnie przeciętnych rozmiarów — wynosiła ona średnio ok. 2% rocznie.
Jednak tym razem Fed i rząd w Waszyngtonie postępują nieco inaczej. Władze fiskalne i monetarne ogłosiły co najmniej cztery programy, które mogą podnieść podaż pieniądza szybciej, niż uczyniły to działania z kryzysu finansowego:
- Main Street Lending Program — program pożyczek dla firm niefinansowych, w ramach którego Fed odkupi od banków 95% wartości nowo udzielonych kredytów dla firm do kwoty 600 mld dolarów;
- Paycheck Protection Program — program gwarantowanych przez władze federalne nowych pożyczek dla małych i średnich przedsiębiorstw na kwotę ponad 340 mld dolarów (kredyty te mogą być atrakcyjnie refinansowane przez Fed;
- Municipal Liquidity Facility — program kupna przez Fed bezpośrednio od władz lokalnych nowo wykreowanych papierów dłużnych do kwoty 500 mld dolarów;
- Primary Market Corporate Credit Facility — program skupu przez Fed nowo wykreowanych obligacji korporacyjnych przedsiębiorstw.
W czasie kryzysu finansowego Fed skupił od banków obligacje oparte na udzielonych już kredytach hipotecznych — podreperowało to bilanse banków, ale nie spowodowało rozkręcenia nowej, dynamicznej akcji kredytowej. Powyższe cztery działania wspierają szybką kreację nowych depozytów w sektorze bankowym. Już w marcu nastąpił gwałtowny wzrost kredytu dla przedsiębiorstw, który przełożył się na wzrost depozytów w bankach. Podaż pieniądza M2 między 2 marca a 6 kwietnia 2020 r. wzrosła o 7,3%.
Dla porównania między 15 września a 20 października 2008 r. podaż pieniądza M2 wzrosła o 2,9 procent. Żeby wykreować wzrost o 7,3% procent trzeba było 6 miesięcy zamiast jednego.
Tendencja szybkiego przyrostu kredytów może się utrzymać w kwietniu, kiedy na dobre ruszą programy Fedu. Dodatkowo możliwa jest druga transza pożyczek w ramach Paycheck Protection Program. Jeśli tak będzie, to tym razem okres spadku cen podczas recesji może być znacznie krótszy, a późniejsze odczyty inflacji wyższe niż po kryzysie 2008-2009 (rekordy inflacji wówczas to niecałe 3% pod koniec 2009 r. i niecałe 4% pod koniec 2011 r.). Choć oczywiście do hiperinflacji dolarowi bardzo daleko, to rekordy oficjalnych odczytów inflacji z XXI wieku (ok. 5,5%) mogą zostać pobite.
Więcej na temat polityki pieniężnej Fedu można odsłuchać w jednym z odcinków naszego podcastu.
Źródło ilustracji: Adobestock
Selgin pisze, że raczej nie będzie inflacji:
https://www.alt-m.org/2020/04/27/return-of-the-inflation-mongers/
Selgin pisze tak, że niezależnie od tego, czy inflacja będzie czy nie, to i tak wyjdzie na jego. A przy okazji można się powyzłośliwiać.
Dziękuję za kolejny świetny tekst – krótko i konkretnie o bieżącej sytuacji. Głos rozsądku pośród nieznośnego informacyjnego szumu. Wyrazy uznania dla Autora!
Nie można zmierzyć jak daleko jest do hiperinflacji, gdyż jest ona zjawiskiem, które może nastąpić z dnia na dzień. Hiperinflacja nie jest bowiem zjawiskiem drukowania waluty, tylko zjawiskiem utraty zaufania do waluty. Drukowanie natomiast jest spowodowane chęcią utrzymania status quo w zakresie wydatków rządowych przez rządzących nawet w obliczu hiperinflacji.
Krąży opinia (Jeff Snider), że FED jedynie robi dobrą minę do złej gry, udając że kontroluje sytuację, choć ta w rzeczywistości wymyka mu się spod kontroli. Jedną z przesłanek, która miałaby na to wskazywać jest to, że banki wolą deponować pieniądze na nisko oprocentowanych nadprogramowych rezerwach (IOER) niż uczestniczyć w transakcjach repo, mimo wyższej stopy procentowej. To sugerowałoby że uczestnicy rynku repo nie mają do siebie zaufania (czy raczej do tych zastawianych tam papierów wartościowych), i że mimo ciągłego dostarczania płynności, tej wciąż brakuje w systemie. Czy taka diagnoza sytuacji wydaje się prawdopodobna?