Otwarte granice. Co nauka i etyka mówią nam o imigracji to pierwsza powieść graficzna jaką wydajemy. Bestseller New York Timesa autorstwa ekonomisty Bryana Caplana i ilustratora Zacha Weinersmitha to nie tylko przegląd argumentów za polityką otwartych granic, ale także odpowiedź na najczęstsze obawy ich przeciwników. Zaadresowane zostają obawy dotyczące spadku poziomu wynagrodzeń, bezpieczeństwa i przestępczości, wpływu migrantów na kulturę i sam proces demokratyczny. Caplan demonstruje - przyjmując za dobrą monetę obawy swoich przeciwników - dlaczego niezależnie od wyznawanej filozofii, tego czy ktoś określa się mianem konserwatysty, liberała, lewicowca czy libertarianina (jeżeli tylko nie odrzuci podstawowych danych i faktów) powinien dojść do jednoznacznego wniosku: wszystkie drogi prowadzą do otwartych granic.
Autor ukazuje zagadnienie imigracji w zupełnie nowym świetle. Jak przekonuje, otwarcie granic mogłoby zakończyć koszmar absolutnego ubóstwa na całym globie, a jednocześnie podwoić światową produktywność – na czym ogromnie skorzystałaby cała ludzkość.
To książka pełna argumentów, które łatwo zrozumieć, a trudno odeprzeć!
Książka w formie luźnej rozmowy autora z czytelnikiem w postaci komiksowej dostępna jest absolutnie dla każdego. Na dociekliwych czeka także ponad 30 stron przypisów analitycznych, źródeł i komentarzy. Żadna z tez autora przedstawiona na stronach tej książki nie pozostaje nieudokumentowana.
Biorąc pod uwagę bieżącą sytuację polityczną, jak i niesłabnące kontrowersje dotyczące imigracji, o temacie tym będziemy w Polsce dyskutować jeszcze długo (i często). Warto sięgnąć po tę książkę niezależnie od dzisiejszych poglądów na tę kwestię: dla zwolenników otwartych granic będzie to kopalnia cennych argumentów, a ich przeciwnicy lub osoby mające swoje wątpliwości na pewno znajdą tutaj odpowiedź na dużą część swoich obaw lub zastrzeżeń.
Tak z ciekawości, ilu imigrantów przyjął w swoim wrocławskim mieszkaniu czcigodny fundator, pan Machaj?
Odpowiedz
Wiadomo, jak ktoś popiera otwarte granice, to musi przyjmować emigrantów do swojego domu. Jak ktoś popiera legalizację narkotyków, to musi trzymać w piwnicy tony amfy. Jak popiera otwarcie zawodów prawniczych, to ma lokale notarialne. A jak chce prywatyzacji służby zdrowia, to ma tuzin stetoskopów na strychu.
I oczywiście vice versa. Jak ktoś granic otwierać nie chce, to pewnie sam musi robić wolontariat w straży granicznej i własnoręcznie przywozić surowce do budowy płotów i murów, co nie? :P
Słyszałeś w ogóle, "Vuko", o czymś takim jak podział pracy? Polecam poczytać o tym - trafiłeś na właściwą stronę ;)
Odpowiedz
No, ale jesli ktos jest za sprowadzaniem ludzi z Afryki i Azji to moglby dac dobry przyklad i zaprosic ich do swojego domu. Skin in the game:)
Odpowiedz
A gdzie ja napisałem, że musi? Zastanawia mnie tylko czy za słowami idą czyny. Chociaż z góry wiadomo, że nie idą. Bananowe libki mają usta pełne frazesów, ale jak przychodzi co do czego, to robią na opak. Patrz np zatrudnienie się na publicznych uczelniach, które tak krytykują.
Odpowiedz
O ile dobrze rozumiem, to tej części libków którzy są za otwarciem granic chodzi jedynie o to, żeby to państwa nie blokowały ruchu przez granice, ale wcale nie postulują oni, żeby każdy miał obowiązek wpuszczenia przybyszów na swoją posesję. Postulat wydaje się tu wręcz odwrotny: żeby każdy miał prawo ich nie wpuścić - również używając do tego przemocy - a nawet zawrzeć z innymi właścicielami terenu kontrakt wzajemnie zobowiązujący do ich nie wpuszczania lub nie przepuszczania. W teorii mogli by tak dobrowolnie zrobić wszyscy posiadacze ziemi w Polsce, w zasadzie odtwarzając te same granice. Tak więc libkowska krytyka zamkniętych granic sprowadza się jedynie do wykonawcy - państwa. Praktyczny problem z takim podejściem polega na tym, że gdy państwo wszystkich rozbroiło, to nikt - poza ewentualnie państwem, no i może jakimiś gangami w fawelach - nie ma zdolności realnie egzekwować ochrony prywatnego terenu.
Odpowiedz
W takim razie socjaliści powinni umierać z głodu, zamiast plamić honor kupnem artykułów spożywczych w prywatnych sklepach. Takie myślenie nie ma sensu.
Odpowiedz
Założyłeś zapewne, że twierdzenie o otwartych granicach oznacza od razu, iż będziemy utrzymywać wszystkich imigrantów na państwowym garnuszku (czyli za nasze pieniądze). Z libertariańskiego punktu widzenia sytuacja wygląda inaczej. Po pierwsze chodzi po prostu o to, że imigranci mogą u nas pracować, zakładać firmy, mieszkać, etc. Co jest nie tylko dobre dla gospodarki, ale też migrowanie ludzi jest czymś normalnym w naszym świecie. Zapewne wielu obcokrajowców mieszka w twoim mieście. Po drugie w wolnościowej gospodarce nie będzie zasiłków dla bezrobotnych i imigrantów, a co za tym idzie nie stracimy w podatkach kasy na utrzymywanie przybyszów z innych krajów. To wyeliminuje sytuacje jakie mają miejsce obecnie, czyli imigracja dla zasiłków i przymus utrzymywania nierobów, co samo w sobie zmniejszy napływ migrantów, przyjadą jedynie ci, którzy chcą tu mieszkać i pracować.
Oczywiście koncepcja otwartych granic ma wady i w obecnej sytuacji zasiłkowej nie ma prawa bytu. Sam nie jestem zwolennikiem całkowitej rezygnacji z kontroli granicznych. Natomiast ty zrobiłeś błąd przyjmując interpretację tej koncepcji nie z liberalnego, lecz z socjaldemokratycznego punktu widzenia (a przynajmniej ja tak to odebrałem).
Odpowiedz
A kiedy znikają zasiłki, znika także sens stosowania argumentu przez ciebie podanego, ponieważ imigranci będą musieli na siebie (i swoje lokum) pracować, a nie brać łatwą kasę z podatków płaconych przez resztę społeczeństwa.
Odpowiedz
Ten argument jest niedorzeczny. Ja nie zamierzam nikogo obcego przyjmować do swego domu, ale jestem gorącym zwolennikiem otwartych granic. Niech ludzie jeżdżą sobie gdzie chcą i po co mam przyjmować kogoś do siebie? Bo jakiemuś nacjolokowi by to pasowało?
Odpowiedz
Nadal powinna być prowadzona weryfikacja na granicy jak w USA proces przyjęcia kogoś z zewnątrz żeby to nie naruszyło bezpieczeństwa kraju.
Odpowiedz