
Miło nam zaprezentować kolejną pracę dyplomową - tym razem dotyczącą liberalizmu. Pani Wanda Wójcik, pod kierunkiem prof. dr hab. Tomasza Żyro, napisała na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego pracę magisterską pt. "Obrona liberalnej doktryny gospodarczej. Myśl polityczna Ludwiga von Misesa oraz Friedricha A. von Hayeka".
Streszczenie
Napisana przeze mnie praca skupia się na jednym z nurtów politycznych - liberalizmie. Praca przedstawia rozwiązania liberalne jakie proponowali dwaj myśliciele: Ludwig von Mises i Friedrich August von Hayek. Celem pracy jest ukazanie jak idea liberalna wprzęgnięta została w całościową wizję społeczeństwa ze szczególnym wskazaniem na rolę jednostki w tworzeniu obszaru wolności. Pierwszy rozdział pracy przedstawia założenia myśli liberalnej, jej rozwój i najważniejsze cechy. W kolejnych rozdziałach opisane zostały najważniejsze wartości jakie reprezentowali obaj liberałowie: ich dzieła i idee.
Cała praca dostępna jest w formacie PDF.
"Mieszczaństwo uwalniając siebie z „więzów feudalnych”, było
pierwszą z klas uciskanych, która uzyskała swoją świadomość i
siłę, aby rozpocząć rewolucję."
Czytam, czytam - myślę sobie: może być, ale mogłoby być lepiej - aż tu nagle - bach! bęc!!! - "więzy feudalne", "klasy uciskane", "świadomość klasowa" i "rewolucja"! Patrzę na źródło a tu książka z 1978 roku. Dziwaczne, w 1978 - poza przypadkami medycznymi - już nikt (włączając w to członków partii) nie wierzył w "opium intelektualistów" (jak to Aron ujął), ale nawet jeśli się zdarzało, że akademicy (co dziwniejsze - zajmujący się liberalizmem!) nadal parali się sztuką teorii społecznej przy pomocy marksistowskiej metodologii, to nadal nie rozumiem po co powtarzać ich błędy w czasach dzisiejszych?
"Przy takiej
interpretacji leseferyzmu działalność państwa może obejmować
wszystkie rodzaje funkcji usługowych - nawet włączając w to
państwo opiekuńcze – przy założeniu, że nie będą one spełniane
w sposób związany ze stosowaniem przymusu."
Z kolei w tym zdaniu najlepiej widać, jak J.S. Mill będąc jednym z największych obrońców wolności indywidualnej jednocześnie zasiał w doktrynie ziarno samozniszczenia.
"Oczywiście nie
może być tak do końca, bo człowiek aby się samorealizować musi
mieć do tego stworzone warunki i mieć na to środki- dlatego np.
liberał T. H. Green mówił, że pewien interwencjonizm państwowy
oraz pewne formy wpływania na swobodę działania ludzi
przyczyniają się do wzrostu wolności ogółu społeczeństwa"
Mówiąc krótko: jeśli autorka pracy ma dwa telewizory w domu, a ja nie mam żądnego i jeśli przekonam państwo, że musi wysłać uzbrojonych ludzi, żeby autorce jeden telewizor skonfiskowało i oddało go mi, bo ja nie mam warunków i środków do samorealizacji bez telewizora - to wtedy "wzrasta wolność ogółu społeczeństwa". Niech będzie przeklęty dzień, w którym wymyślili "równość szans".
"Państwo natomiast nie znosi własności prywatnej lecz ją
gwarantuje."
Przed wszystkimi innymi poza samym sobą. "An expropriating property protector is a contradiction in terms" - jak powiada klasyk mniej sentymentalnego acz spójniejszego logicznie liberalizmu. :-)
"Klasyczny liberalizm uwypukla rolę praw człowieka,
koncentruje się wokół prawa do życia i tego, że każdy człowiek
jest równy wobec prawa. Autentyczna wolność i równość wymaga
zaistnienia niezbędnych warunków w zakresie życia
ekonomicznego, społecznego i kulturalno-oświatowego, dlatego
wszyscy ludzie mają prawo do pracy, godziwej płacy,
wykształcenia i wychowania, zabezpieczenia życia i zdrowia. To
państwo ma być tym czynnikiem, który zdolny jest chronić tego
rodzaju uprawnienia."
Autorka zdaje się o liberalizmie Rawlsa i Keynesa pisała pracę, a nie o liberalizmie Hayeka i Misesa.
"Moim zdaniem, liberalizm oznacza wiarę
w siłę rozumu, który jest w stanie regulować sposób życia, i
pokazywać całkiem nowy, eksperymentalny stosunek do
problemów rządu i społeczeństwa."
W takim razie Lenin też był liberałem.
"W neoliberalizmie to państwo kieruje gospodarką. Jest to
program sterowania siłami ekonomicznymi w celu zapewnienia
równości społecznej i sprawiedliwości."
Co to w ogóle znaczy? Albo przedrostek "neo" nie jest potrzebny i słowo "liberalizm" nie oznacza już tego, co niegdyś znaczyło, albo autorce przedrostek "neo" pomylił się z przedrostkiem "anty".
A tak w ogóle to czytając ten tekst odnoszę wrażenie - bynajmniej nie dlatego, że uważam demoliberalizm i socjalliberalizm jako wyrażenia sprzeczne wewnętrznie - że autorka w ogóle Misesa i Hayeka nie czytała - zwłaszcza o tym co mieli do powiedzenia o secesji, demokracji, monopolu, redystrybucji i interwencji. Poza tym autorka z braku spójności logicznej XIX-wiecznych liberałów robi cnotę. Tak samo naiwna wiara Hayeka, że uchwalenie konstytucji gwarantuje wolność - gdyby tak było to PRL byłby znośnym miejscem do życia - nie jest powodem do dumy klasycznych liberałów. Ponadto autorka namiętnie posługuje się egalitarystycznym słownikiem: każdemu kto używa wyrażenia "neoliberalizm" polecam tekst Mario Vargasa Llosy "Liberalizm w nowym tysiącleciu". Mówiąc krótko: następnym razem mniej romantycznych sentymentów a więcej konkretów.
Biedna ta liberalna doktryna: Locke uprawomocnił własność swoją teorią zaopatrując ją w klauzulę, która jest niemożliwa do spełnienia na gruncie logiki; J.S. Mill i J. Bentham zbudowali obronę wolności na domku z kart - utylitaryzmie, który z łatwością można przefomułować w radykalny socjalizm, bo wystarczy udowodnić, że wtedy zwiększy się "total utility" czy "the greatest happiness of the greatest number"; przez cały XIX i XX wiek liberałowie-parlamentarzyści wypaczali doktrynę swoją praktyką polityczną; a na koniec Hayek, najsłynniejszy liberał XX-wieku, oparł całą swoją budowlę intelektualną na wierze w moc sprawczą kartki papieru (konstytucji). Żeby było śmieszniej liberalizm stał się nierozrywalny z demokracją parlamentarną, która przez ostatnie 100 lat zwiększyła pięciokrotnie (a w Szwecji nawet dziesięciokrotnie) udział wydatków państwa w dochodzie narodowym tworząc tym samym "państwo przemiałowe", państwo masowej redystrybucji. Żeby było jeszcze śmieszniej to idea konstytucji wywodzi się idei umowy społecznej, której istota polega na tym, że ponieważ w anarchii nie jesteśmy w stanie egzekwować umów i w ogóle współpracować - wszyscy są sobie wilkami, czy jak to tam Hobbes ujął w "Lewiatanie - przeto musimy wspólnymi siłami zawiązać umowę społeczną, która stworzy państwo i wyrwie nas z dysfunkcjonalnego stanu anarchii. Kto by się przejmował logiką? No, ale cóż.. skoro tacy giganci jak Buchanan, Hayek czy Popper dali się nabrać, to cóż dopiero my, szare żuczki, możemy? :-)
Jedyną wartość w tej pracy jaką dostrzegam to skłonienie potencjalnych czytelników sięgnięcia po lekturę Hayeka czy Misesa, poza tym tekst ten tylko gmatwa i tak już pogmatwany - ponad granice zdrowego rozsądku i dobrego smaku - liberalizm.
Odpowiedz
[...] pracę dyplomową o liberalizmie Hayeka i Miesesa – i jestem załamany. Jestem załamany, bo pierwsza cześć [...]
Odpowiedz