Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Komentarze

Bitner: FOR o finansach publicznych

11
Maciej Bitner
Przeczytanie zajmie 5 min
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Maciej Bitner
Wersja PDF

Podczas tegorocznego LSA (Letniego Seminarium Austriackiego) prof. Ryszard Bugaj przekonywał w trakcie dyskusji panelowej, że jedynym lekarstwem na narastające zadłużenie Polski jest podwyżka podatków. Powołał się przy tym na przykład prof. Leszka Balcerowicza, który jakiś czas temu ogłosił plan naprawy finansów publicznych, obejmujący cięcia wydatków jedynie na kilka miliardów. Zdaniem prof. Bugaja plan był kompromitujący, ponieważ dotyczył cięć w finansowaniu edukacji i polityki demograficznej.

Ponieważ moja wiara w liberalizm prof. Balcerowicza jest większa niż wiara prof. Bugaja, zaciekawiła mnie ta sprawa i postanowiłem przyjrzeć się jej bliżej. Dotarłem do raportu fundacji Leszka Balcerowicza — Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR), który dostarczył wielu ciekawych informacji na temat sytuacji fiskalnej naszego kraju w kontekście europejskim, a także stał się przyczynkiem do refleksji na temat liberalizmu FOR i Instytutu Misesa.

Zacznijmy jednak od tego, że prof. Bugaj po prostu nie miał racji. Rzeczywiście w prezentacji, a także w jej krótkim podsumowaniu wymieniono kwotę 5,5 mld zł oszczędności, ale służyła ona jedynie za ilustrację, czym w prosty sposób można zastąpić planowaną przez rząd podwyżkę VAT. Eksperci FOR postulują minimalne zmniejszenie zasiłku pogrzebowego, rezygnację z podwyżek dla nauczycieli, zniesienie dotacji dla kopalń, becikowego i „Rodziny na swoim”. Są to w istocie kosmetyczne zmiany, ale w raporcie można wyczytać znacznie więcej.

Raport obala na przykład mity, które często pojawiają się przy porównywaniu Polski z krajami Europy Zachodniej. To bowiem, że nasz kraj ma w tej chwili niższy udział wydatków publicznych w PKB (w tym roku 46%, strefa euro zaś 50,8%), wcale nie znaczy, że wielkość sektora publicznego jest na właściwym poziomie, a finanse państwa są w dobrej kondycji. Gdy poziom PKB w krajach takich jak Szwecja, Norwegia czy Włochy był równy poziomowi w Polsce (czyli gdzieś w latach 60.), udział wydatków rządowych w dochodzie niewiele przekraczał 30%. Te kraje dochodziły więc do obecnego poziomu marnotrawstwa PKB przez sektor publiczny jeszcze przez kilka dekad, my zaś osiągnęliśmy go już teraz.

Kolejny mit, szczególnie popularny w kręgach sympatyzujących z rządem, to relatywnie dobra kondycja fiskalna naszego kraju na tle Europy Środkowo-Wschodniej. To prawda, że Polska stosunkowo dobrze przeszła przez światowy kryzys i przez ostatnie trzy lata nasz dług nie wzrósł tak bardzo, jak w innych krajach regionu. Państwa nadbałtyckie odnotowały wzrost zadłużenia w odniesieniu do PKB o kilkaset procent, jednak nawet Łotwa, której dług jest ponad pięć razy większy niż przed kryzysem, ma niższe zadłużenie od nas. Wyższy wskaźnik długu do PKB mają tylko Węgry (79%; Polska — 54%). Ciekawie w tym zestawieniu wypada Bułgaria. Jest to jedyny kraj Europy Środkowej, w którym w trakcie kryzysu dług w relacji do PKB zmalał i znajduje się na najniższym wśród nowych krajów członkowskich UE poziomie — 17,4% PKB (niższy wskaźnik w pozostałych krajach UE ma tylko Luksemburg — 14%). Może warto się zastanowić, jak Bułgarzy zdołali osiągnąć taki rezultat?

Względnie niewielka dynamika zadłużenia w Polsce nie powinna być powodem do dumy także dlatego, że świadczy, iż nasze finanse publiczne zmagają się nie z przejściowym pogorszeniem koniunktury, lecz z chronicznym deficytem, który, jeśli nie podejmie się reform, może doprowadzić do ruiny. Do podobnego wniosku dojdziemy, analizując dynamikę wydatków budżetowych. Od 2005 roku tempo ich wzrostu nie spadało poniżej 5%, a w latach 2007 i 2008 było dwucyfrowe. Nawet rok oszczędności — 2010 — pozostawił realną dynamikę wzrostu wydatków sektora publicznego na poziomie 6,2% — najwyższym w regionie.

Co w związku z tym proponuje FOR? Zdaniem ekspertów fundacji prof. Balcerowicza, najlepszym lekarstwem na trudności finansów publicznych jest aktywizacja zawodowa, głównie poprzez stopniowe podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat (zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn) oraz likwidację przywilejów emerytalnych. Samo podniesienie wieku emerytalnego przyniosłoby w 2020 roku obniżenie wydatków o 30 mld zł w skali roku. Ponadto proponuje się podwyższenie składki na KRUS oraz likwidację ulgi na dzieci oraz ulgi internetowej.

Zaproponowane przez FOR rozwiązania cechuje pewna racjonalność, ponieważ — przy minimum determinacji rządzących — ich zrealizowanie jest stosunkowo łatwe. Trzeba jednak zauważyć, że prawdziwy liberalny program naprawy finansów publicznych powinien być znacznie szerzej zakrojony i odważniejszy, nawet jeśli trudniej byłoby sobie przez to wyobrazić, jak go przeprowadzić w kontekście politycznym. W szczególności zaś powinien się opierać na poniższych ogólnych zasadach.

Po pierwsze, należy unikać reform, które wiązałyby się ze zwiększeniem obciążeń nakładanych na obywateli. Łatanie dziury budżetowej nie może polegać na tym, że ludzie będą więcej pracować na państwo.

Po drugie, w przeważającej większości przypadków należy raczej wybierać całkowitą likwidację wydatków niż ich ograniczenie. Dobrym przykładem jest propozycja FOR dotycząca obniżenia zasiłku pogrzebowego z 6800 zł do 1100 zł. Kwota, która pozostanie, jest bardzo niska jak na koszty pogrzebu i jeżeli są powody, by pozbawić ludzi aż 80% wyjściowej kwoty, to można zlikwidować ten zasiłek całkowicie. Koszty administracyjne wypłaty małej i dużej sumy są takie same — po wprowadzeniu proponowanej przez FOR zmiany nadal tyle samo ludzi będzie się zajmowało wypłatą zasiłków i załatwianiem formalności z tym związanych.

Po trzecie, cięciom wydatków powinna towarzyszyć reforma. Ograniczenie finansowania często zamienia jako tako funkcjonującą instytucję państwową w organizację całkowicie niewydolną. Co z tego, że zmniejszymy budżet — powiedzmy, urzędu wojewódzkiego — o jedną trzecią, skoro takie cięcia będą dokonywane rękami urzędników, którzy nie zawahają się ograniczyć w pierwszej kolejności wydatków na rzeczy najbardziej potrzebne petentom, przez co na przykład będziemy miesiącami oczekiwać na paszport.

Po czwarte, zmniejszanie wydatków budżetowych powinno dotyczyć w miarę możliwości wszystkich grup społecznych. Ustępowanie jednym, a nieuleganie innym rodzi poczucie niesprawiedliwości i opór, który może potem zaowocować odwróceniem przeprowadzonych zmian. Ponadto tylko w takiej sytuacji można uzyskać sumy, które pozwolą w istotny sposób przeobrazić budżet, a nie dokonać reform zapewniających finansom publicznym jedynie przetrwanie.

Po piąte, ograniczeniu wydatków powinno towarzyszyć obniżanie podatków. Bez tego trudno liczyć na duże poparcie społeczne dla zmian. Ludzie niekoniecznie muszą rozumieć, że sama likwidacja deficytu budżetowego działa prorozwojowo. Znacznie silniej przemówi do nich to, że mają odczuwalnie więcej pieniędzy w kieszeni. Wtedy dopiero dostrzegą, że na reformach można się wzbogacić, co jest bardzo ważne, jeżeli marzymy o dalszym demontażu rozrośniętych funkcji państwa.

Kategorie
Ekonomia sektora publicznego Komentarze Teksty Teoria finansów publicznych

Czytaj również

Jasiński Nieprzewidziane konsekwencje zakazu sprzedaży „energetyków” nieletnim

Interwencjonizm

Jasiński: Nieprzewidziane konsekwencje zakazu sprzedaży „energetyków” nieletnim

Pozory podejmowania odpowiedzialnych decyzji w imię „wspólnego dobra”?

Jasiński_Wyższe ceny paliw to efekt monopolu Orlenu

Interwencjonizm

Jasiński: Wyższe ceny paliw to efekt monopolu Orlenu

Mogłoby się wydawać, że występują sprzyjające warunki do obniżenia cen paliw...

Sieroń_Jastrzębie odleciały. RPP obniża stopy

Polityka pieniężna

Sieroń: Jastrzębie odleciały. RPP obniża stopy

Skala cięcia nie jest uzasadniona merytorycznie.

Rapka_Tanie kredyty hipoteczne to kosztowne kłopoty

Transfery społeczne

Rapka: Tanie kredyty hipoteczne to kosztowne kłopoty

Ile to będzie kosztować?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 11
Rysiek

Wtedy dopiero dostrzegą, że na reformach można się wzbogacić, co jest bardzo ważne, jeżeli marzymy o dalszym demontażu rozrośniętych funkcji państwa.


co znaczy w tym zdaniu słowo DALSZYM??????

Odpowiedz

Bartosz Rudnicki

"Podczas tegorocznego LSA (Letniego Seminarium Austriackiego) prof. Ryszard Bugaj przekonywał w trakcie dyskusji panelowej, że jedynym lekarstwem na narastające zadłużenie Polski jest podwyżka podatków."

lol

niech ktoś w końcu uświadomi panu profesorowi oraz innym tzw. ekspertom, że podatki w III RP rosną nieprzerwanie od 20 lat, a wraz z nimi rośnie zadłużenie. ergo domaganie się zwiększenia podatków jako remedium na wzrost zadłużenia to jakiś absurd.

tak na szybko - DOCHODY PODATKOWE 2008-2009:

podatek od towarów i usług:
2008 - 111 700
2009 - 116 880
wzrost o 5%

podatek akcyzowy:
2008 - 52 200
2009 - 58 110
wzrost o 11%

podatek od gier:
2008 - 990
2009 - 1364
wzrost o 38%

podatek dochodowy od osób prawnych:
2008 - 27 150
2009 - 33 120
wzrost o 22%

podatek dochodowy od osób fizycznych:
2008 - 36 154
2009 - 40 250
wzrost o 11%

podatek tonażowy:
2008 - 0,4
2009 - 0,2
spadek o 50%

RAZEM:
2008 - 228 194,4
2009 - 249 724,2
wzrost o 9%

czy pan profesor Bugaj zna te dane?

czy eksperci w III RP w ogóle wiedzą, co mówią?

czy pan profesor Bugaj zdaje sobie sprawę, że cały dochód z podwyżki VATu pójdzie na utrzymanie nowej rzeszy urzędasów zatrudnionych w przeciągu ostatnich 3 lat przez "liberalny" rząd Donka i spółki.

czy pan profesor Bugaj orientuje się w meandrach ściągania podatku dochodowego?

http://sierp.libertarianizm.pl/?p=279

cytat z podlinkowanego tekstu:
"Można sobie łatwo policzyć, że zakładając taką wysokość tego wynagrodzenia, dodatkowe etaty urzędnicze utworzone w okresie rządów Platformy Obywatelskiej (od IV kwartału 2007 r.) będą kosztowały budżet państwa w bieżącym roku ponad 4,12 mld zł. W rzeczywistości będzie to zapewne więcej, bo zarówno to wynagrodzenie, jak i liczba tych etatów będą (zgodnie z dotychczasową tendencją) rosły. Jest to suma niewiele niższa tej, jaką rząd spodziewa się uzyskać z zapowiadanej podwyżki podatku VAT. Wszystkie etaty urzędnicze będą natomiast, przy powyższym założeniu, kosztować ponad 42,5 mld zł – jest to więcej, niż wynoszą zakładane dochody budżetu państwa z podatku dochodowego od osób fizycznych. Czyli można powiedzieć, że cały podatek dochodowy (i jeszcze trochę z innych podatków) idzie na pensje i składki na ubezpieczenie społeczne urzędników, a każdy z nas płaci średnio na ten cel ponad 1000 zł rocznie."

szkoda gadać...

Odpowiedz

Krzysztof Bosak

Celna analiza, trudno się nie zgodzić. Pozdrawiam!

Odpowiedz

Mergiel

Osobiście uważam, za najistotniejszy w tekście punkt trzeci, czyli reforma administracji i sposobu zarządzania państwem. Dotyczy to szczególnie władz regionalnych na różnym poziomie. Sądzę, że gdyby np. znieść konieczność zgłaszania budowy każdego oczka wodnego, basenu czy innej większej kałuży, oraz tych wszystkich daszków, garażyków i dobudówek to i tak by to nie wpłynęło w ogóle na wygląd polskich miast, bo jak komuś się leje na głowę to wiadomo i tak daszek czy warsztacik wybuduje, a pozwoliłoby na zwolnienie wielu urzędników i zaoszczędziło zainteresowanym mnóstwo czasu i pieniędzy. Czyli po prostu wprowadzanie zasady co nie jest zabronione jest dozwolone. Nikt przecież przechodząc przez jezdnię na zielonym świetle nie zgłasza tego faktu właściwemu urzędowi.
Pozdrowienia Mergiel

Odpowiedz

Bartosz Rudnicki

@Mergiel

"to i tak by to nie wpłynęło w ogóle na wygląd polskich miast"

a jakby wpłynęło, to co wtedy?

Odpowiedz

panika2008

Mergiel, wiesz, to są groszowe oszczędności, to, o czym piszesz. U nas w gminie pod warsiawą to to wszystko obsługują bodajże 3 panie, no ile to może kosztować? Na bank nie więcej, niż 20 tys/mc łącznie z tonerem i papierem do drukarki, kawą etc :D Poza tym oni jakby naturalnym torem rzeczy ostatnio nie mają tak dużo do roboty, bo jakby mniej teraz się kręci w budownictwie.

Odpowiedz

Michał Wesołowski

@panika2008
Koszt pracy tych urzędników jest faktycznie niewielki, ale znacznie większe są straty jakie ponoszą ludzie zmuszeni do tej biurokracji. Mało to razy ludzie biorą urlop aby załatwić coś w urzędzie?

Odpowiedz

panika2008

MW, to już zależy od marginalnego kosztu wolnego czasu. Z doświadczenia powiem, że łączna ilość czasu na załatwienie papierologii mieści się dla prostej budowy (dom 1rodz) bez szczególnych potknięć formalnych gdzieś w granicach 60-90h (ekstrapoluję na całość procesu inwestycyjnego z miejsca, w którym jestem) plus pomijalnie małe koszty papieru, paliwa etc. Nie jest to mimo wszystko jakieś ogromne obciążenie w porównaniu z innymi kosztami regulacyjnymi, bo przecież domu sobie człowiek nie buduje raz w roku. Szczerze mówiąc, mnie bardziej boli w tym zakresie dość sztywna w Polsce kontrola zoningowa i krępujące regulacje architektoniczne, które uniemożliwiają często realizację co śmielszych projektów...

Odpowiedz

Dariusz

Jeśli mój dom szkieletowy budowano 65 dni od momentu przywiezienia elementów na plac, co daje ok. 600 godzin roboczych, to 60 godz. zużytych na zdobywanie pozwoleń stanowi nie tak niewiele do całości czasu na inwestycję. Oczko wodne wymagało pozwoleń aż z 3 ustaw (prawo wodne, budowlane i ochrony środowiska) i samo pisanie oraz bieganie po urzędach zabrało mi więcej czasu niż budowa.
Ad 6. Gdyby w każdej z 2500 gmin w Polsce zracjonalizować koszty urzędnicze o te 20 tyś. to dostalibyśmy rocznie oszczędność ok. 600 mln zł. Niewiele w skali budżetu, ale ziarnko do ziarnka ...

Odpowiedz

Szymon

panika2008, zerknij na to:
http://www.doingbusiness.org/ExploreEconomies/?economyid=154#DealingLicenses

Odpowiedz

panika2008

Dariusz, no tak, ale weź pod uwagę że 600 godzin roboczych ekipy plus materiały to jest coś zupełnie innego, niż 60 godzin Twojej pracy - no chyba że liczysz sobie koszt marginalny godzinki np. na 500 zł bo jesteś prezesem banku, ale wtedy nie babrzesz się samemu za takie rzeczy, tylko zlecasz to inwestorowi zastępczemu, co ustanawia "sufit" dla tego kosztu na poziomie prawie na pewno nie większym, niż 10% kosztu całkowitego, a sądzę, że nawet góra 5%. Oczywiście racja, ziarnko do ziarnka, ale ja bym wolał żeby się władzia zajęła najpierw tymi większymi ziarnkami i jednocześnie tymi, które łatwo zredukować bez głębokich zmian prawnych (co też kosztuje i generuje kolejne problemy - zarówno dla urzędników, jak i ich klientów).

Szymon, ja nie wiem jak to jest liczone, ale 308 dni na załatwianie formalności to poświęcili może budowniczowie Złotych Tarasów czy innych tej skali inwestycji, sorry, budowa zwykłego magazynu nie jest tak skomplikowana. A, teraz doczytałem w opisie metodologii, że te 308 dni to nie jest nakład czasu, tylko opóźnienie (czas skompletowania formalności). Z szacowaniem wpływu tego czynnika na całkowity koszt budowy są problemy, bo duża część formalności może być załatwiana równolegle z postępującym procesem inwestycyjnym, a pojawiające się "sztucznie" przestoje żeby wycenić, trzebaby wziąć pod uwagę stopy procentowe. To, co ja rozważałem w moim komentarzu o 60-90 dniach to realny wkład mojej pracy intelektualno-podaniowej, oraz np. dojazdy, czyli dodatkowy narzut na robociznę.

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.