Felieton został wyemitowany na antenie Radia Olsztyn - Tu można posłuchać.
W trakcie, gdy kryzys zbiera żniwa, powraca na scenę propozycja prowadzenia aktywnej polityki fiskalnej, czyli mówiąc o polsku propozycja zwiększania wydatków budżetowych. Jest to sprawa o tyle istotna, że dotarła nawet do polskiej debaty publicznej, gdy okazało się, że państwowa kasa nie jest jednak tak pełna jak pełna by być mogła i chyba jednak z aktywną polityką fiskalną trzeba będzie się wstrzymać.
Od wielu lat za sprawą przeróżnych debat i epizodów w dwudziestowiecznej historii myśli ekonomicznej zapanował konsensus, że polityka fiskalna, czyli stymulowanie gospodarki za pomocą wydatków państwa, to nie jest najlepszy pomysł. Większość szkół ekonomicznych doszła do wniosku, że najważniejsza dla gospodarki jest polityka pieniężna, czyli polityka prowadzona przez banki centralne, które regulują podaż pieniądza i kredytu w gospodarce.
Tymczasem w ciągu ostatnich lat polityka pieniężna okazała się porażką. Głównie za sprawą Alana Greenspana, który spowodował, jak to się kolokwialnie mówi, sztuczną bańkę na rynku nieruchomości i w całym światowym sektorze finansów, nieodłącznie powiązanym z dolarową walutą. W wyniku wystąpienia kryzysu uruchomiono ponownie tę samą broń, która kryzys spowodowała, czyli sięgnięto po stymulowanie gospodarki za pomocą działań banków centralnych. Banków gwałtownie, żeby nie powiedzieć panicznie, obniżających stopy procentowe i wtłaczających dodatkowe rezerwy w sektor bankowy.
Dlatego na scenę powrócił inny potworek, uznawany jeszcze niedawno za wymarłego, właśnie polityka fiskalna. A jeszcze do nie tak dawna prominentni przedstawiciele tak zwanego keynesizmu zgadzali się z tezą, że polityka fiskalna nie jest zbyt dobrym pomysłem (a ich mentor Keynes wiele lat temu uważał na odwrót). Zeszłoroczny noblista Paul Krugman zdaje się być zachwycony tym powrotem do korzeni i wszelkich kontestatorów gotów jest określać mianem sekciarzy.
Rzeczywistość nie jest jednak zbyt kolorowa. Polityka fiskalna okaże się bowiem taką samą porażką na pieniężna. Należy pamiętać, że zwiększanie wydatków budżetowych nie jest pozbawione poważnych kosztów i nie stanowi wspaniałego środka ekonomicznej alchemii, który bez problemów zaprowadzi prosperity i pomyślność. Każda złotówka wydana z państwowego budżetu musi bowiem zostać jakoś sfinansowana. Albo za pomocą dochodów budżetowych z podatków, albo za pomocą pożyczek zaciąganych przez państwo w sektorze finansowym. Zwiększanie podatków to dosyć kiepski pomysł na walkę z recesją. Uważał zresztą tak sam Keynes, którego dzisiejsi interwencjoniści tak bardzo lubią wyciągać z szafy i posiłkować się jego zamysłami.
Drugi sposób finansowania dodatkowych wydatków budżetowych również nie należy do rozsądnych środków. Zapożyczanie się przez państwa nie zachodzi bez przykrych skutków. Natychmiastowa konsekwencją jest odciągniecie oszczędności sektora prywatnego, który zamiast finansować przedsiębiorstwa będzie finansował projekty państwowe i budżet. Późniejszy koszt to oczywiście konieczność spłacenia tego zaciągniętego zobowiązania publicznego. Albo większymi podatkami, albo drukiem pieniądza.
Jeśli polityka fiskalna może osiągnąć cokolwiek w trakcie obecnego kryzysu, to pogorszyć sprawę.
"Tymczasem w ciągu ostatnich lat polityka pieniężna okazała się porażką"
Tzn? Czy sama polityka pieniężna rozumiana jako istnienie banku centralnego czy też agresywny interwencjonizm monetarny w wydaniu np. Alana "Bańki" Greenspan'a?
Czy casus USA równy jest casusowi np. Szwajcarii?
Odpowiedz