Powrót
Cykle koniunkturalne

Machaj, Woods: Czy „Reguła Taylora” mogła zapobiec bańce mieszkaniowej?

0
Mateusz Machaj Thomas E. Woods
Przeczytanie zajmie 17 min
Machaj_Czy „Reguła Taylora” mogła zapobiec bańce mieszkaniowej
Pobierz w wersji
PDF EPUB MOBI

Źródło: mises.org

Tłumaczenie: Mateusz Czyżniewski

Artykuł opracowano na podstawie odcinka Tom Woods Show z 22 września 2014 roku, w którym wystąpił Mateusz Machaj, były Summer Fellow amerykańskiego Mises Institute oraz założyciel polskiego Instytutu Misesa.

Thomas Woods (TW): Reguła Taylora jest cytowana przez tak wielu badaczy określających się jako ekonomiści wolnorynkowi, że stało się wręcz konwencją, że jest ona adekwatną metodą doradczą dla banku centralnego w sformułowaniu zasad prowadzenia polityki pieniężnej. Zacznijmy od wyjaśnienia w sposób zrozumiały dla laików, kim jest John Taylor, i co mówi zasada Taylora.

Mateusz Machaj (MM): John Taylor zaczął zajmować się polityką pieniężną na początku lat 90. Opublikował on artykuł opisujący, co dokładnie System Rezerwy Federalnej robił w aspekcie polityki pieniężnej w latach 80. XX w., i najwyraźniej odkrył, że Rezerwa Federalna działała według jakieś monetarnej zasady. Nie była to prawdopodobnie tak sztywna zasada jak słynna reguła Friedmana. Była krótkoterminowa, ale nadal funkcjonowała jako ogólna zasada prowadzenia polityki pieniężnej. Wspomniany artykuł jest czysto opisowy. Potem, po kilku latach, z tego czysto deskryptywnego tekstu opracowano podstawy reguły Taylora, tak jakby była to jakaś normatywna propozycja co do tego, jak prowadzić poprawną politykę pieniężną, a pierwotnie był to tylko opis tego, co zostało zrealizowane w latach 80. Właśnie w ten sposób dowiedzieliśmy się o regule Taylora.

Także na początku XXI wieku zaproponowano różne wersje reguły Taylora na potrzeby prowadzenia polityki pieniężnej. Niestety, działania te nie zostały zrealizowane, a sam Taylor w 2009 roku, zaraz na początku wielkiej recesji opublikował artykuł twierdzący, że Rezerwa Federalna nie podążała za jego radami, generując boom na rynku nieruchomości, co faktycznie stało się głównym czynnikiem powstania recesji. A zatem, z jego opisu różnych, powiedzmy, umiarkowanie prorynkowych działań ludzi podzielających coś w rodzaju Friedmanowskiego sentymentu do stosowania wewnątrzrządowych reguł polityki pieniężnej, które mają ograniczać zakres działań rządu, wytworzył się sentyment, że w jakiś sposób podążamy za regułą Taylora — mającą na celu ograniczać rząd, proponując formę konstytucji pieniężnej lub czegoś w tym stylu. Wszystko po to, aby ustabilizować gospodarkę. Ale oczywiście, głównym problemem jest to, że sama zasada jest nie tylko niejasna, ale również w rzeczywistości otwiera drzwi do destrukcyjnej polityki pieniężnej, ponieważ wciąż jest to polityka prowadzona przez agencję rządową.

TW: Tak, oczywiście będzie to problem. Ale jednym z punktów, które zauważyłeś jest to, że nawet jeśli zaakceptujemy myśl, że reguła Taylora jest dobra — nawet jeśli przyjmujemy koncepcję, że powinniśmy mieć jakąś zasadę, która przewyższa to, co spontanicznie miałoby miejsce na rynku — wciąż istnieją praktyczne problemy z wdrożeniem tej reguły, a jednym z nich jest problem ustalenia, które dane powinny być wykorzystywane. W zależności od tego, których danych używasz, otrzymasz inną formę reguły Taylora. Sam Taylor mówił nam, że gdybyście posłuchali rad wynikających z opracowanej przez  niego reguły, to stopy procentowe byłyby wyższe i nie doszłoby do bańki na rynku nieruchomości. A zatem co te reguła mówi bankowi centralnemu, że powinien robić w odniesieniu do stóp procentowych?

MM: Sama reguła Taylora jest tylko równaniem, a równanie może mieć wiele różnych form. Aby to uprościć , możemy powiedzieć tyle, że należy osiągnąć pewien poziom stóp procentowych ustalonych przez bank centralny w oparciu o dwie inne główne zmienne: inflację cenową i tak zwaną lukę produkcyjną. Poza tym, mamy kilka dodatkowych współczynników wagowych, które umieszczamy w równaniu celem jego parametryzacji. Im wyższa jest oczywiście stopa inflacji, tym wyższa jest zalecana stopa procentowa dla banku centralnego. Przeciwnie, im większa jest luka produkcyjna — czyli im dalej jesteśmy od osiągnięcia poziomu produkcji potencjalnej, tj. wykorzystania pełnego potencjału produkcyjnego gospodarki — tym niższe powinny być stopy procentowe. Wszystko to po to, aby podnieść wydatki i pobudzić gospodarkę, skutkując osiągnięciem optymalnego poziomu produkcji. Istnieją dwa główne problemy z tym podejściem, jedna grupa badaczy ma typowo głównonurtowe zastrzeżenia do samej formuły tej reguły, a druga grupa używa austriackiego podejścia do uprawiania ekonomii. Głównym argumentem skierowanych przeciwko regule byłoby to, że istnieją różne problemy z pomiarami wielkości ekonomicznych. Jako przykład możemy podać to, jak mierzy się inflację cenową i jak mierzona jest tak zwana luka produkcyjna. Istnieje wiele artykułów, których autorzy twierdzą, że istnieją poważne problemy z pomiarem tak zwanej produkcji potencjalnej. Niektórzy ekonomiści głównego nurtu twierdzą nawet, że powinniśmy całkowicie pozbyć się tego pojęcia, ponieważ różne sposoby pomiaru produkcji potencjalnej są w rzeczywistości zbyt niejasne.

TW: Pozwól, że przejdę do kwestii luki produkcyjnej, ponieważ jest to termin, z którym, jak myślę, większość normalnych ludzi nie jest zaznajomiona. Luka produkcyjna jest czymś, o czym usłyszycie szczególnie od ekonomistów keynesowskich, gdy mamy do czynienia z recesją. Mówią oni wtedy, że istnieje pilna potrzeba zastosowania programów stymulujących, ponieważ  jeśli nie stymulujemy koniunktury, nie osiągamy optymalnego poziomu produkcji. Nasze fabryki są bierne w produkcji, nasi pracownicy nie pracują. Mamy w gospodarce ten cały zakumulowany potencjał do wytwarzania tych wszystkich towarów, mamy surowce, fabryki, ludzi, ale wszystkie te rzeczy nie działają razem w skoordynowany sposób, więc jedynie zewnętrzne bodźce mogą je połączyć w jedną całość. Innymi słowy, każdego dnia, gdy te możliwości produkcyjne nie są realizowane, tracimy możliwość osiągnięcia poziomu produkcji potencjalnej, ponieważ moglibyśmy produkować na tym większym poziomie, ale ze względu na warunki recesji i bierności zasobów, produkujemy o wiele mniej. Istnieje więc luka produkcyjna między tym, jak produkowalibyśmy gdyby wszystko było wykorzystywane, w przeciwieństwie do tego, jak produkujemy teraz, gdy niektóre środki produkcji nie generują zysku. To jest to, co oznacza lukę produkcyjną. Czy mam rację?

odbijmy.jpg

MM: Tak. Cóż, na bardzo, bardzo ogólnym poziomie sam termin, produkcja potencjalna ma pewien sens. Oczywiście, każdy ekonomista powie wam, że kiedy jesteśmy w trakcie recesji, to nasze możliwości produkcyjne nie są w pełni wykorzystane. Nie są one w pełni wykorzystywane, ponieważ mamy wysokie bezrobocie. Mamy różne rzadkie i bezczynne czynniki produkcji, które moglibyśmy wykorzystać po to, aby zwiększyć naszą produkcję. Więc na bardzo, bardzo ogólnym poziomie jest to bardzo słuszne spostrzeżenie, ale pytanie brzmi: jak rozwiązać ten problem? Jak zatem upewnić się, że wszystkie te różne czynniki są w rzeczywistości wykorzystywane w produktywny sposób? Różne programy bodźców monetarnych, czyli programy rządowe, często prowadzą do jakiejś formy zatrudnienia tych czynników. Niemniej jednak to wykorzystanie jest tak naprawdę kosztem niewłaściwych inwestycji spowodowanych wydatkami rządowymi lub są one wprost tym samym bodźcem rządowym, który doprowadził do załamania poziomu produkcji — czyli jest to po prostu konsumpcja kapitału. Jest taki słynny artykuł austriackiego ekonomisty Fritza Machlupa na temat konsumpcji kapitału w Austrii, gdzie opisuje on różne polityki rządowe, które doprowadziły do pewnego bodźca pobudzającego aktywność gospodarczą. Po wielu latach ostatecznym rezultatem tych działań było to, że nastąpił wysoki poziom konsumpcji kapitału i spadek ogólnego poziomu bogactwa narodowego. Oczywiście, kiedy jesteśmy w trakcie recesji, rzeczywista produkcja jest poniżej pewnego poziomu produkcji potencjalnej. Gdy mamy wysoki poziom bezrobocia, możemy wskutek pobudzania koniunktury osiągnąć wyższy poziom zatrudnienia. Lecz pytanie brzmi: jak do tego dojść i jak zapewnić, aby wzrost zatrudnienia i zwiększenia wykorzystania czynników produkcji doprowadził do trwałego wzrostu, większego wzrostu czy zrównoważonego rozwoju? To jest kluczowe pytanie.

TW: Tak, dokładnie. Wydaje mi się, że idea luki produkcyjnej przyjmuje za oczywiste, że obecna konfiguracja struktury produkcji jest optymalna i wszystko, co musimy zrobić, to po prostu ją ponownie pobudzić — uruchomić ją na nowo. Ale co, jeśli w rzeczywistości wykorzystanie zasobów jest w pewnym sensie niepoprawne? Wtedy jest to problem. Innymi słowy, jak mówisz później w książce, ekonomiści myślą w kategoriach krzywych objętości, zamiast myśleć w kategoriach struktury produkcji.

MM: Dokładnie, to jest esencja ekonomii keynesowskiej. Keynes napisał w gdzieś w swojej Ogólnej Teorii coś na zasadzie: „(…) nie jestem zainteresowany gdzie jest zatrudnienie, jestem zaniepokojony wielkością zatrudnienia”. Dlatego mamy takie argumenty, że ludzie mają kopać dziury w ziemi, a następnie wypełnić je czymkolwiek, lub wkładać drukowane dolary do butelek, potem umieszczać butelki pod powierzchnią a następnie wykopywać je ponownie. Wszystkie te argumenty opierają się na różnych koncepcjach keynesowskich, a argumenty keynesowskie w rzeczywistości oparte są na podejściu, że mamy skupić się tylko i wyłącznie na pewnym poziomie, a nie na właściwym kierunku działań. Ekonomia klasyczna, oraz zwłaszcza austriacka, koncentruje się bardziej na kierunku zatrudnienia, czyli tym, jak wykorzystujemy zasoby na różnych etapach produkcji i w różnych sektorach gospodarki. Jest to więc ważne dla efektywności w perspektywie długoterminowej. Zawsze łatwo jest wydawać pieniądze na cokolwiek i zatrudniać ludzi. Lecz pytanie brzmi, czy możemy kontynuować to przez dłuższy czas, a nie tylko przez kilka miesięcy lub dwa lata?

TW: Więc jaką rolę odgrywa ta idea luki produkcyjnej w regule Taylora? Czy mówi on nam, że musimy spojrzeć na lukę produkcyjną — co jest na samym początku trudne do zrozumienia, a być może jeszcze trudniejsze do zmierzenia w praktyce — i czy jest to jeden z czynników decydujących o tym, jak bank centralny powinien zmieniać stopy procentowe?

MM: Tak. Istnieją różne sposoby pomiaru wydajności produkcji, i nie ma powodu, aby przypuszczać, że jeden sposób jest lepszy od drugiego. Każdy z tych sposobów może dać nam zupełnie inny wynik. Wskutek tego będziemy mieli różne zalecenia dotyczące wielkości stopy procentowej. Używając jednej koncepcji luki produkcyjnej wynik może wynosić 5 procent, natomiast używając drugiej koncepcji produkcji potencjalnej i luki produkcji będziemy mieli zalecenia dotyczące stóp procentowych na przykład na poziomie 2,5 procent. To ogromna różnica. W każdym razie, niezależnie od tego, jaki sposób stosujemy— początkowo Taylor używał bardzo wygodnej koncepcji: skupił się na trendzie w czasie. W zasadzie powiedział to, że patrzymy tylko na długoterminowy trend, a ten trend pokazuje nam potencjalny wynik — skupiamy się tylko na tym. Jest to więc jeden z możliwych sposobów, aby zrealizować ten pomiar. Ale niezależnie, jakiego sposobu użyjesz, czy jest to ogólny trend, czy opiera się na jakiejś formie modeli ekonometrycznych, czy na jakichś innych sposobach, osiągniesz pewien ogólny poziom produkcji potencjalnej. Stąd, można dojść do wniosku, że produkcja potencjalna jest o 3 procent wyższa niż produkcja całkowita. Podstawowym problemem metodologicznym jest to, że jest to całkowicie zagregowana i uśredniona wielkość. Więc nie mówi w ogóle nic o kierunku zatrudnienia. Nie mówi nic o niewłaściwych inwestycjach. Mówi tylko o tym, że niektóre wielkości, które wyznaczyliśmy na bazie aktualnych danych, czyli PKB i jakaś całkowicie wymyślona zmienna nazywana przez nas potencjalnym poziomem produkcji, różnią się o 3 procent. Nie mówi zatem w ogóle nic o stopniu niewłaściwych inwestycji i problemach w kierunku zatrudnienia czynników produkcji. Oznacza to, że rozumowanie to w żaden sposób nie łączy stopy procentowej z tym, co naprawdę dzieje się w gospodarce. I to jest podstawowy problem makroekonomiczny, który dostrzegam w tej regule.

TW: Wracając do praktycznych kwestii różnych sposobów tego, w jaki można mierzyć tego rodzaju wielkości, tj. luki produkcyjnej czy inflacji w celu zastosowania reguły Taylora. W zależności od tego, których danych używasz, otrzymasz inny wynik i inny przepis na prowadzenie polityki monetarnej. Znalazłem w twoim tekście, że ekonomista Fedu z Atlanty David Altig, najwyraźniej opracował nową wersję zasady Taylora, używając do tego swoich danych, które pokazują, że Fed przestrzegał zasady Taylora w latach wystąpienia bańki mieszkaniowej. 

MM: Tak, dokładnie.

TW: Więc jak użyteczne może być to narzędzie, jeśli da się je wykorzystane zarówno do potępienia, jak i pochwalenia działań Fedu?

MM: Dokładnie. To jest to! W moim artykule, w którym odnoszę się do reguły Taylora, argumentuję, że Fed powinien był przestrzegać jego zaleceń. Stopy procentowe byłyby wtedy wyższe, więc nie doszłoby do boomu na rynku nieruchomości. Podałem również przykład Altiga z Rezerwy Federalnej. Przedstawił go w latach boomu i pokazał, że postępujemy zgodnie z regułą Taylora i że to działa. Oczywiście, używał różnych rodzajów danych. Wobec tego, czemu nie mogę zastosować mojej wersji reguły Taylora? Wskazuję , że możemy mieć zalecenia wynikające z reguły Taylora z nawet niższymi stopami procentowymi niż te, które zostały ustalone przez Alana Greenspana. Zatem, będziemy mieli jeszcze wyższy boom na rynku nieruchomości niż w rzeczywistości. Więc wszystkie te argumenty dotyczące niejednoznaczności danych są obecne w literaturze głównego nurtu. Istnieje też taki problem, że kiedy zbieramy dane, to zawsze jest to wyzwaniem, ponieważ bank centralny wykorzystując dane, wykorzystuje dane dotyczące przeszłości. A dane te są stale aktualizowane. Na przykład zmieniane są dane dotyczące produktu krajowego brutto, i są to zmiany istotne.

Ekonomista Athanasios Orphanides, który słynie z krytyki reguły Taylora, zauważa, że możemy skupić się tylko na danych z przeszłości, lecz dane te można zmienić w ciągu kilku miesięcy, a decyzje dotyczące prowadzenia polityki pieniężnej musimy podjąć już teraz. Zatem, powinniśmy jakoś zająć się zrewidowanymi danymi po fakcie podjęcia decyzji, lub powinniśmy bardziej skoncentrować się na przewidywanych trendach, ponieważ, nie jesteśmy zainteresowani wcześniejszymi stopami inflacji — jesteśmy zainteresowani wartościami przyszłych poziomów inflacji. To znaczy, mamy interes w tym, co wydarzy się w przyszłości. 

Więc to jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Co ciekawe, cała ta dyskusja jest obecna w literaturze głównego nurtu. Zatem, mówimy o pierwszej grupie argumentów, tj. mamy obecne wszystkie problemy pomiaru zmiennych i parametrów, które sprawiają, że cała idea zasady Taylora jest bardzo, bardzo trudna do zastosowania w praktyce do celów realizacji udanej polityki pieniężnej. Jest to trochę podobne do problemów z tak zwaną regułą Friedmana. Pamiętasz słynną regułę Friedmana — która w zasadzie jest już martwa — na temat wzrostu podaży pieniądza rok do roku? Potem okazało się, że mamy pewne problemy, ponieważ nie jesteśmy pewni, jak mierzyć podaż pieniądza. Mamy różne sposoby pomiaru, które można zmieniać i tak dalej. Reguła Taylora jest jeszcze bardziej obarczona tego typu problemami, ponieważ nie jest to tylko kwestia pomiaru jednej zmiennej o nazwie „pieniądze”. To kwestia całkowicie abstrakcyjnych zmiennych, takich jak produkcja potencjalna; zmiennych takich jak rzeczywisty poziom produkcji, która jest ciągle aktualizowana; i jest to oczywiście również problem inflacji cenowej. Mamy też różne wskaźniki inflacji, prawda? Mogą się one znacząco od siebie różnić. Mamy inflację bazową. Mamy wskaźnik wydatków na osobistą konsumpcję. Mamy różne sposoby pomiaru inflacji cenowej. Zatem który z nich wybierzemy, aby równanie pozwoliło nam wyznaczyć odpowiednie wartości stopy procentowej? To jest prawdziwe wyzwanie. Ba, jest to wyzwaniem nawet z punktu widzenia ekonomii głównego nurtu. To jest jeden z aspektów wymienionych w moim artykule, na których próbowałem się skoncentrować, tj. znaczy na głównonurtowych  argumentach przeciwko samej tej regule. Bo oprócz tego, mamy silne austriackie argumenty przeciwko niej. 

TW: Tak, po pierwsze, sama koncepcja luki produkcyjnej, a po drugie, sama idea polityki pieniężnej. Oczywiście, jeśli chcemy uzyskać naprawdę szeroką krytykę, zaczniemy od tego.

Kiedy przez tydzień dzieliliśmy wspólne biuro tego lata w Mises Institute, pokazałem Ci artykuł, który David Stockman napisał na temat reguły Taylora. Ten David Stockman, były dyrektor Urzędu Zarządzania i Budżetu w czasie prezydentury Ronalda Regana. Chcę podzielić się fragmentem, który Ci wskazałem, bo jest niezwykle istotny. Cytuje on ten długi fragment z Taylora,  mówiąc: „Tylko poszukiwacz sławy akademickiej mógł wymyślić koncepcję tak niedorzeczną jak wynalazek Rube Goldberga. Wystarczy ponownie przeczytać zasadę polityki zamieszczoną w drugim akapicie powyżej. Wyznacza się stopę inflacji na okres czterech kwartałów, natomiast istnieje 27 różnych wersji opublikowanych przez rządowe młyny statystyczne, z których wszystkie zostały zmanipulowane i zdeformowane na przestrzeni lat. Połowa odchylenia krajowego PKB od „potencjalnego” PKB, co jest tak na prawdę niemierzalne w dynamicznej globalnej gospodarce, oraz magiczna stała równa dwa. Przynajmniej ma łaskę nazwać ten bełkot swoim imieniem”. Szkoda, że nie można pisać tak ostro w artykułach o charakterze akademickim.

MM: To prawda. Jest też jedna rzecz, o której musimy pamiętać. Nawet odrzucając argumenty dotyczące niejednoznaczności danych i niepewności dotyczącej pomiarów, istnieje pewne spostrzeżenie Hayeka, o którym musimy pamiętać, gdy krytykujemy regułę Taylora. Ponieważ nawet jeśli zakłada się, że mamy jakąś wersję tej reguły, w której realizujemy pomiary luk produkcyjnych i inflacji cenowej, mamy wskutek tego zalecenia polityczne dla stóp procentowych. Chodzi o to, że wykorzystując ten poziom stóp procentowych, skupiamy się tylko na tych dwóch zmiennych. Oznacza to, że skupiamy się na pewnych poziomach stóp inflacji oraz na pewnym poziomie tych rzekomych luk produkcyjnych. Po prostu spełniamy nasze cele makroekonomiczne, które ustalamy w naszych umysłach lub w naszych dokumentach rządowych. Brakuje nam tego, że realizując ten rodzaj polityki, nadal możemy mieć boom błędnych inwestycji, który skończy się recesją. To jest istotne.

Ponieważ nawet patrząc na artykuł Taylora z 2009 roku, w którym wykazuje on, że stopy procentowe powinny być wyższe, ciągle nie wyjaśnia, w jaki sposób równanie Taylora powinno odnosić się do stabilności makroekonomicznej. On tylko to zakłada. Zwróć uwagę, że stopy procentowe mogłyby być wyższe, a gdyby były wyższe, to oczywiście, nie było już żadnego wzrostu inwestycyjnego. Cóż, w porządku, ale to nie jest naprawdę argument teoretyczny. Najważniejszym wkładem Hayeka, jeśli chodzi o kwestie makroekonomiczne, jest pokazanie, że nawet jeśli mamy na celu określoną zmienną makroekonomiczną, nadal możemy mieć boom niewłaściwych inwestycji. To wtedy, gdy na przykład celujemy w poziom inflacji cenowej na poziomie 0 procent, możemy nadal generować ekspansje kredytowe, które doprowadzą do niewłaściwych inwestycji. Dokładnie tak samo jest z zasadą Taylora. Nawet jeśli przyjęliśmy regułę Taylora i chcemy ją zastosować do sprowadzenia luki produkcyjnej do zera — czyli do osiągnięcia optymalnego poziomu produkcji potencjalnej — i nawet jeśli jednocześnie kierujemy się pewnymi poziomami inflacji cenowej, to nadal będziemy generować ekspansję kredytową, która może doprowadzić do baniek finansowych i większych boomów inwestycyjnych. To jest druga część argumentu, który uważam również za bardzo, bardzo ważny. 

TW: Cieszę się, Mateuszu, że poświęciłeś nam dzisiaj swój czas. Jak mówię, jest to temat, w którym tak wielu ekonomistów popierających wolny rynek myli się do tego stopnia, że wielu ludzi po prostu może myśleć, nie wiedząc o nim zbyt wiele, że reguła Taylora musi być jakoś zasadą ekonomii wolnorynkowej. Lecz oczywiście, w samej swej naturze, nie może nią być. Widzimy nawet praktyczne problemy — zupełnie inne niż te teoretyczne — i mamy świadomość, że trzeba porzucić ten koncept, tak samo jak regułę Friedmana dotyczącą stałej stopy wzrostu podaży pieniądza. Zamiast próbować wymyślać wszystkie te reguły, może pozwolimy wolnemu rynkowi, w który ci ludzie rzekomo wierzą, zająć się tą kwestią? 

MM: To jest to. Cóż, stopa procentowa to tylko pewna cena. A cena powinna odzwierciedlać warunki rynkowe. To jest istotne spostrzeżenie. Nie powinna ono odzwierciedlać równowagi między ogólnym wskaźnikiem inflacji cen lub tzw. luki produkcyjnej. Rola i funkcja stóp procentowych polega na równoważeniu oszczędności i inwestycji na rynkach finansowych. To jest kluczowa kwestia. Nie powinna więc być manipulowana przez podmiot zwany bankiem centralnym w celu osiągnięcia jakiegoś makroekonomicznego celu, jak utrzymanie stopy inflacji na zerowym poziomie. Cóż, to oczywiście zawsze te 2 procent, prawda? Stały poziom cen jest definiowany według literatury głównonurtowej j przy inflacji na poziomie 2 procent. Oczywiście jest tak po to, aby pozostawić jakiś margines na dodatkowe drukowanie pieniądza dla rządu. Ale w każdym razie, stopa procentowa powinna równoważyć popyt i podaż na rynku finansowym, rynku oszczędności, rynkach kredytowych i tak dalej. Nie ma zaspokajać naszych preferencji dla jakiejś konkretnej zmiennej makroekonomicznej, tak aby osiągnęła założony, referencyjny poziom. Ma ona kompletnie inne znaczenie niż nam się sugeruje. 

Nie wiem, dlaczego ludzie są tak przywiązani do reguły Taylora. Być może ci pro-rynkowi ekonomiści, czy też umiarkowanie pro-rynkowi ekonomiści myślą w kategoriach reguł adekwatnych dla rządu. Niektórzy z nich sądzą, że jeśli mamy krótkie i proste reguły opracowane na potrzeby działań rządowych, to w jakiś sposób wynika to z większej ilości wolnego rynku. Ale tak naprawdę nie jest. Możesz napisać prostą zasadę mówiącą, że rząd ma wszelkie możliwości oddziaływania na gospodarkę. To nie znaczy, że jesteśmy bliżej wolnego rynku, gdy opowiadamy się za taką zasadą, prawda? Musimy więc zawsze uważać na różne pomysły, które ekonomiści wymyślają na potrzeby działań rządu. Nie chodzi o to, by mieć proste i jasne zasady same w sobie. Jest to również kwestia posiadania reguł, które prowadzą do osłabienia władzy rządu. To jest istota rzeczy.

Źródło ilustracji: pixabay

Kategorie
Cykle koniunkturalne Polityka pieniężna Szkoła monetarystyczna Teksty Tłumaczenia


Nasza działalność jest możliwa dzięki wsparciu naszych Darczyńców, zostań jednym z nich.

Zobacz wszystkie możliwości wsparcia

Wesprzyj Instytut, to dzięki naszym Darczyńcom wciąż się rozwijamy

Czytaj również

Tłumaczenia

Hayek: Czy możemy jeszcze uniknąć inflacji?

Działania związków zawodowych w wysoko uprzemysłowionych krajach mogły doprowadzić do sytuacji, w której jedynym efektywnym środkiem do zapewnienia zarówno wzrostu, jak i względnie wysokiego i stabilnego poziomu zatrudnienia, jest inflacja. Ale nie znaczy to wcale, że inflacja jest w normalnych warunkach – a w szczególności w słabiej rozwiniętych krajach – konieczna do wzrostu, lub ma na niego pozytywny wpływ. Żadna z wielkich potęg przemysłowych współczesnego świata nie osiągnęła swojej pozycji w okresach deprecjacji pieniądza.

Komentarze

Machaj: Inflacja czy deflacja

W czasach dzisiejszych zawirowań na światowym rynku większość już zgadza się z tym, że najbliższe miesiące nie będą kolorowe.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.