Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Dług publiczny

Brunamonti: Jak wydatki rządowe mogą sprawić, że dług publiczny wydaje się mniejszy

0
Francesco Brunamonti
Przeczytanie zajmie 8 min
Brunamonti_Jak-wydatki-rządowe-mogą-sprawić-że-dług-publiczny-wydaje-się-mniejszy.jpg
Pobierz w wersji
PDF

Autor: Francesco Brunamonti
Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Przemysław Rapka
Wersja PDF

W ekonomii liczby bez kontekstu są często trudne do zrozumienia. Cena jabłek może być zrozumiała wyłącznie po porównaniu jej z cenami pomarańczy, czy płacy albo wczorajszej ceny. Jest to szczególnie prawdziwe w przypadku astronomicznych kwot, jak 23 biliony dolarów. 16 kwietnia 2020 roku dług publiczny Stanów Zjednoczonych[1] wynosił właśnie tyle. Gdybyśmy podzielili to równomiernie pomiędzy wszystkie osoby w wieku produkcyjnym w Stanach Zjednoczonych (15-64), to kwota podatku pogłównego na osobę wyniosłaby 118 tysięcy dolarów[2]. Dług publiczny jest zawsze podawany jako odsetek produktu krajowego brutto (PKB). Jednak nie zawsze mówi się o tym, jak definiuje się te wielkości i właśnie ten problem mnie interesuje.

Dług (publiczny — przyp. tłum.) jest prosty do zrozumienia: to pieniądze, które rząd pożyczył w celu sfinansowania wydatków przekraczających wpływy z podatków[3]. Zajmijmy się mianownikiem, czyli PKB. Międzynarodowy Fundusz Walutowy definiuje PKB następująco: wartość zakupów dokonanych przez odbiorców finalnych — na przykład wydatki na żywność, telewizję czy usługi medyczne przez gospodarstwa domowe; inwestycje w maszyny i firmy; oraz zakupy dóbr i usług przez rząd i obywateli innych państw.

Równanie wygląda następująco:

PKB = C + I + (X – M) + G

Według tego równania PKB, czy też produkcja krajowa, jest sumą konsumpcji, inwestycji, eksportu (minus import) i wydatków rządowych[4]. Jeśli podzielimy dług Stanów Zjednoczonych przez sumę tych czterech wielkości otrzymamy stosunek długu do PKB, który w 2019 roku wyniósł 107 procent. To jest standardowa procedura i tak interpretuje się te dane.

Rozważmy teraz hipotetyczne światy z odmiennymi decyzjami gospodarczymi. Gdyby konsumenci ze Stanów Zjednoczonych zainwestowali więcej i skonsumowali mniej (zakładając, że te dwie zmiany są sobie równe), to PKB nie zmieniłoby się. Gdyby Chiny produkowały na własny użytek, a nie na eksport, to PKB nie zmieniłoby się. Gdyby Niemcy stwierdziły, że już wystarczająco zaoszczędziły i teraz zaczną konsumować więcej, PKB nie zmieniłoby się. Te decyzje oznaczają zmiany w skali globalnej, ale są zwyczajnie odzwierciedleniem realokacji zasobów do osiągania bardziej wartościowych celów. Poziom życia powinien wzrosnąć. To są celowe działania, które są a priori korzystne.

Załóżmy teraz, że podjęto inne decyzje gospodarcze. Co by się stało, gdyby ludzie ograniczyli swoją konsumpcję i rząd zdecydował się na skontrowanie tej decyzji poprzez zwiększenie swojej konsumpcji o taką samą wielkość? Co, jeśli ludzie przestaliby inwestować (prawdopodobnie z powodu 13 lat zerowych stóp procentowych) i rząd własnoręcznie zdecydowałby, które firmy zasługują na uzyskanie finansowania[5]? Z tego podstawowego równania wynika, że nic się nie zmienia. Jednak w rzeczywistości mamy problem. W Ludzkim działaniu Mises pisze[6]:

W odpowiedzi na te rozpowszechnione błędy należy podkreślić, że rząd może wydać lub zainwestować wyłącznie to, co zabierze obywatelom, a każde zwiększenie jego wydatków i inwestycji jest równoznaczne ze zmniejszeniem o tę samą kwotę wydatków i inwestycji obywateli. Rząd nie ma wprawdzie możliwości spowodowania za pomocą ingerencji w gospodarkę, by ludzie stali się bogatsi, ale z pewnością może przyczynić się do zmniejszenia ich satysfakcji przez ograniczenie produkcji.

Przede wszystkim z tego powodu wydatki rządowe nie są tym samym co wydatki i oszczędności prywatne. Kolejnym powodem jest to, że ludzie kierują się własnym interesem i chcą uniknąć strat, natomiast rząd nie dba o to, że finansuje bezużyteczne firmy zombie; straty będą pokrywane za pomocą opodatkowania i inflacji. Rozwinięcie tej myśli mogłoby zająć objętość książki, jednak myślę, że to krótkie wytłumaczenie jest wystarczające.

Proponuję proste rozwiązanie tego problemu: skupić się wyłącznie na prywatnym PKB. Czyli obserwować wyłącznie prywatny produkt krajowy brutto (PPKB):

PPKB = C + I + (X – M)

To jest PKB z wyłączeniem wydatków publicznych[7].

Miara ta jest podobna do produktu krajowego brutto prywatnego (PKBP) opracowanego przez Roberta Higgsa, który pisze:

Dlaczego produkt publiczny powinien być pominięty? Po pierwsze, rządowa aktywność może być postrzegana jako tworzenie dóbr pośrednich, nie finalnych [...]. Po drugie, ponieważ usługi rządowe nie są sprzedawane na rynkach, nie mają cen rynkowych, które można wykorzystać do określenia wartości zapewnianej osobom korzystającym z usług rządowych. Po trzecie, ponieważ wiele usług publicznych jest motywowanych politycznie, a nie ekonomicznie czy przez instytucje, to wiele z tych usług może mieć niewielką wartość. W rzeczy samej wielu badaczy — włączając w to współczesnych autorów — posunęło się do przypisania usługom publicznym wartości negatywnej.

Murray Rothbard w Interwencjonizm czyli władza a rynek stwierdził, że:

[Obliczanie PKB] błędnie zakłada, że „produkt” publiczny jest mierzalny za pomocą wydatków rządowych. Jednak na jakiej podstawie można przyjąć takie założenie? [...] Podatki i deficyt budżetowy obciążają produkcję.[8]

Dług publiczny jako odsetek prywatnego PKB

Porównajmy teraz dług publiczny z PPKB. Stosunek długu do PPKB ma prostą interpretację: obciążenie długiem publicznym to licznik; mianownik pokazuje źródła dochodów, z których ludzie płacą podatki. Dwuznaczność znika: wcześniej mogło wydawać się, że wydatki rządowe mogą zwiększyć wzrost PKB bardziej, niż rośnie zadłużenie publiczne; teraz jasne jest, że wydatki rządowe mogą wpływać wyłącznie na licznik. Wykres poniżej pokazuje wykresy długu-do-PKB i długu-do-PPKB:

Obie miary wyraźnie rosną wraz z czasem. Jednak właściwa miara, gdzie mianownikiem jest PPKB znajduje się znacznie wyżej (obecnie o 27 punktów procentowych) i stosunek ten rośnie szybciej niż klasyczna miara (w 1980 roku stosunek dług-do-PPKB był większy o 8 punktów procentowych). Wskazuje to na jeszcze większe wysysanie zasobów z sektora prywatnego oraz na to, że błędne rachunki narodowe dają niewłaściwe rezultaty, ponieważ zakładają powiększanie zasobu krajowego kapitału przez wydatki publiczne[8]. Co więcej, dane są dostępne do 2019 roku — wtedy koronawirus jeszcze nie był brany pod uwagę! Możemy sobie wyobrazić, jak liczby wyglądają teraz.

Różnica między tymi dwoma miarami może wydawać się niewielka lub bez znaczenia, ale implikacje są niezwykle istotne. Właściwe wyliczenia pokazują znacznie mniejszą „zdolność do obsługi zadłużenia” czy „możliwość nakładania podatków” (jak dużo długu może państwo zaciągnąć, zanim wpadnie w kłopoty). Niemal wszyscy próbowali uzasadniać poziom zadłużenia sprzed kryzysu (zadłużenie w wysokości 60% PKB to niewiele). Wielu wciąż broni pokryzysowego zadłużenia publicznego (100% to jest dużo, ale jeszcze nie tragedia). Jednak 130% nie są w stanie uzasadnić nawet najbardziej gorliwi keynesiści. Kraje europejskie były skazane na kłopoty na długo, zanim osiągnęły pułap 130%. Oczywiście obecnie te kraje zbliżają się do 200%, a ich gigantyczne „pakiety stymulacyjne” (kolejne wyrażenie, które wypadałoby zmienić) jedynie dolewają oliwy do ognia. Współczynnik dług-do-PPKB pokazuje, że klif fiskalny jest znacznie bliżej; rządowe sztuczki księgowe nie są w stanie poprawić sytuacji.

Jak to działo się za każdym razem na przestrzeni wieków, tak i tym razem nadmierne zadłużanie się państwa w końcu zakończy się, czy to w formie niespłacania długu, czy zniszczenia kredytodawców inflacją (do których zaliczamy oszczędzające gospodarstwa domowe) lub poprzez ogromne cięcia wydatków socjalnych i wzrost podatków[9]. Tak czy inaczej nie będzie to przyjemne. Dwie najważniejsze rzeczy do zapamiętania: najwyższy czas stawić czoła tym odwlekanym problemom, ale najpierw musimy poprawnie opisać problemy i odrzucić klasyczne, ale błędne definicje. PKB nie mierzy produkcji, Indeks cen dóbr konsumpcyjnych (CPI) nie mierzy inflacji, a koszt nie mierzy wartości. Tak długo, jak rządowi ekonomiści mogą dyktować język oraz miary, tak długo będzie ograniczone pole na pokazanie im, dlaczego się mylą.

[1] Podobnie sprawa wygląda w innych gospodarkach. Piszę o Stanach Zjednoczonych zwyczajnie z powodu ich rozmiaru i znaczenia dla globalnej gospodarki oraz z powodu łatwości pozyskania danych. Omawiany problem może być jeszcze ważniejszy dla krajów Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii czy Japonii.

[2] Dla porównania wydrukowanie i rozdanie każdemu przez Fed 2,3 biliona dolarów dałoby kwotę 11 tysięcy dolarów na głowę.

[3] To nie obejmuje zobowiązań bez rezerw na ich spłatę (unfunded liabilities), których wartość jest tak wielka, że 24 biliony dolarów przy tym bledną, ale to jest problem do omówienia gdzie indziej.

[4] Te wszystkie wartości dotyczą gospodarki krajowej. Amerykanin kupujący BMW powiększa PKB Niemiec; Niemiec kupujący forda powiększa PKB Stanów Zjednoczonych.

[5] Zerowe stopy procentowe właśnie to zwiastują: banki komercyjne będą posądzane o dławienie gospodarki, ponieważ nie udzielają wystarczająco dużo kredytu, a ryzyko wiążące się z zarobieniem tak marnego procentu jest zbyt duże. Wtedy rząd i banki centralne zaczną finansować korporacje bezpośrednio, wedle klucza politycznego. Właśnie obserwujemy początek tych działań.

[6] Ludwig von Mises, Ludzkie działanie, Instytut Ludwiga von Misesa, Warszawa 2011, s. 628.

[7] G jest dodatnie tak długo, jak rząd wydaje pieniądze, ale przypisuje się im zerową wagę w zgodzie ze stwierdzeniem, że rząd może tylko dać to, co wcześniej zabrał lub później odbierze. Możemy przypisać tym wydatkom negatywną wagę, co prawdopodobnie jest bliższe prawdy (biorąc pod uwagę nieefektywność, malwersacje...), ale na razie skupmy się na prostszym rozwiązaniu.

[8] Man, Economy, and State, with Power and Market, Appendix, s 1293. tłum. Przemysław Rapka, fragment nie znalazł się w polskim wydaniu książki.

[9] Jim Fedako, Government Property is not Really ‘Public’ Property, Mises Wire, 25.09.2019, https://mises.org/library/government-property-not-really-public-property (dostęp z dnia 11.19.2020). Autor pokazuje pewne sztuczki wykorzystywane w rachunkach narodowych. To, że szkoły i drogi są wartościowe, jest oczywiste. Dyskusja jednak dotyczy tego, czy są dostarczane efektywnie, czy koszty są uzasadnione i czy pieniądze zebrane w podatkach nie byłyby wydane na zaspokojenie pilniejszych potrzeb.

[10] Dawno temu wypróbowany pomysł „zwiększ swoje zadłużenie, by szybciej spłacić swoje zadłużenie” okazał się być absolutnie błędny, a mimo to wciąż jest głoszony przez wiele grup interesu.

Źródło ilustracji: Adobestock

Kategorie
Dług publiczny Ekonomia sektora publicznego Teksty Tłumaczenia

Czytaj również

Lacalle_Globalne zadłużenie to bomba z opóźnionym zapłonem

Dług publiczny

Lacalle: Globalne zadłużenie to bomba z opóźnionym zapłonem

Oprócz bezpośrednich zagrożeń niestabilności finansowej, długoterminowe konsekwencje nadmiernego nagromadzenia długu są równie niepokojące.

Benedyk_Jak-rząd-niechcący-zahamował-wydatki.png

Teksty

Benedyk: Jak rząd (niechcący) zahamował wydatki

Niestety, rządzący chyba w końcu połapali się w czym rzecz...

Lacalle_Kontrola-krzywej-dochodowości-–-bańki-inwestycyjne-i-stagnacja.jpg

Dług publiczny

Lacalle: Kontrola krzywej dochodowości – bańki inwestycyjne i stagnacja

Banki centralne krajów rozwiniętych znalazły się w pułapce własnej polityki.

Lacalle_„Wielki-reset”-i-plan-globalnej-wojny-z-oszczędnościami.jpg

Dług publiczny

Lacalle: „Wielki reset” i plan globalnej wojny z oszczędnościami

Idea Wielkiego Resetu szybko została podchwycona jako uzasadnienie wzrostu udziału państwa w gospodarce.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.