Nie zapomnij rozliczyć PIT do końca kwietnia
KRS: 0000174572
Powrót
Komentarze

Mateusz Machaj: Spekulacje Goldmana

19
Mateusz Machaj
Przeczytanie zajmie 3 min

Felieton został wyemitowany na antenie Radia Olsztyn.

Ostatnie czasy były dość dotkliwe dla naszej waluty. Spełniony został sen walutowych merkantylistów takich na przykład jak Witold Koziński, który jeszcze niedawno był kandydatem na wiceprezesa Narodowego Banku Polskiego. W obecnym gąszczu bieżących informacji co poniektórzy zapewne pamiętają jego słowa o tym, że złotówka jest za mocna i jak tak dalej pójdzie, to polskie firmy nie będą w stanie wytrzymać jej siły. Zapowiadał nawet, że wskazane mogą być interwencje walutowe mające na celu jej osłabienie.

Obeszło się jednak bez interwencji i sen Witolda Kozińskiego się spełnił. Może jednak z małym wyjątkiem, iż nie okazał się snem, tylko prawdziwym koszmarem. Wiele firm polskich utopiło się w instrumentach finansowych, zwanych opcjami, które obstawiały silny kurs złotówki. Nie zdawali sobie przy tym sprawy z tego, jakie ryzyko wiąże się z takimi operacji i że w razie kłopotów, krociowe zyski mogą zmienić się w ogromne straty i długi. Bo wszak dźwignia finansowa to miecz obusieczny. Może zmienić w nowonarodzonego milionera, albo w wielkiego dłużnika do końca życia.

Co więcej sytuacja zaczęła być niewygodna dla kredytobiorców, którzy korzystali z walutowych kredytów hipotecznych. Zadłużali się w zagranicznej walucie, na przykład franku szwajcarskim, który kosztował mniej niż 2 złote, a obecnie podskoczył powyżej trzech złotych, co pokaźnie zwiększyło ratę kredytu. Gdy do tego dodamy fakt, że zdarzały się kredyty przekraczające 100% wartości nieruchomości i to dodajmy nieruchomości przewartościowanej w stosunku do gospodarczych realiów, sytuacja wydaje się poważna. Daje to kolejne punkty tym, którzy twardo przewidują koniec bańki na rynku nieruchomości i spodziewają się spadku cen za mieszkania. Nie tylko na rynku pierwotnym, ale także na rynku wtórnym. Scenariusz o tym, że niektórzy Polacy mogą mieć kłopoty ze spłacaniem kredytów, więc trzeba będzie przejmować ich mieszkania i sprzedawać w drodze licytacji, wcale nie jest już taki nierealny.

Wróćmy jednak do samego spadku polskiej waluty. Wokół tego wydarzenia pojawiło się znowu sporo niefachowości i amatorskich komentarzy. Nawet w gazetach zajmujących się ekonomią, w których pracują przecież specjaliści z tej dziedziny. Doprawdy informacja „Goldman Sachs przestaje spekulować na złotówce” może u inwestora walutowego wywołać tylko śmiech. Spekulacja to czynność polegająca na kupieniu jakiegokolwiek produktu i oczekiwaniu, że wzrośnie jego wartość. Może to dotyczyć pietruszki, waluty, stopy procentowej, ropy, metalu, albo wszystkich innych produktów. Spekulacja nie jest wbrew mitologii promowanej przez prasę jakąś falą, niespodziewanym tsunami, które przychodzi na dany rynek i wywraca go do góry nogami. Spekulacja to po prostu kupowanie i próba zgadnięcia przyszłego stanu rynku.

Goldman spekulował, czyli mówiąc po ludzku inwestował tak pieniądze, że spodziewał się spadku kursu złotówki, ponieważ miał ku temu zasadnicze powody. Inwestorzy wyprzedają swoje portfele zainwestowane w polskie spółki i polskie obligacje, a następnie wywożą w postaci dewiz. Nic dziwnego, że taki ruch powoduje wyraźny spadek złotówki, a Goldman te ruchy po prostu skutecznie przewidział i obstawił dobry kierunek. Zresztą pewnie podobnie jak wielu małych inwestorów, którzy sobie spekulują walutami w Internecie i zarobili na tym sporo pieniędzy. Lata wcześniej Goldman pewnie skutecznie obstawiał wzrost kursu złotówki po wejściu do Unii Europejskiej, a teraz na pewno nie skończył spekulować, tylko pewnie zmienił swoje przewidywania, a co za tym idzie spekulacje. Być może obstawia stabilizację kursu złotego, lub jego wzrost. A może i dalszy spadek, tylko wprowadza zamęt wysyłając takie kąski, jakże naiwnie i łatwo połykane w polskich mediach.

Kategorie
Finanse Komentarze

Czytaj również

Jasiński Nieprzewidziane konsekwencje zakazu sprzedaży „energetyków” nieletnim

Interwencjonizm

Jasiński: Nieprzewidziane konsekwencje zakazu sprzedaży „energetyków” nieletnim

Pozory podejmowania odpowiedzialnych decyzji w imię „wspólnego dobra”?

Jasiński_Wyższe ceny paliw to efekt monopolu Orlenu

Interwencjonizm

Jasiński: Wyższe ceny paliw to efekt monopolu Orlenu

Mogłoby się wydawać, że występują sprzyjające warunki do obniżenia cen paliw...

Sieroń_Jastrzębie odleciały. RPP obniża stopy

Polityka pieniężna

Sieroń: Jastrzębie odleciały. RPP obniża stopy

Skala cięcia nie jest uzasadniona merytorycznie.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Komentarze 19
sgh

Zrównuje Pan sposób grania na walucie Goldmana ze sposobami małych inwestorów - błąd.... Powinien Pan zwrócić uwagę, że gra spekulacyjna jednego z większych banków świata polegała na posługiwaniu się specjalnie do tego celu tworzonymi analizami, w których do niebotycznych rozmiarów zaniżano tempo spadku PKB w Polsce... wydźwięk analizy takiego banku jest duuuużo bardziej większy niż głos małego inwestora siedzącego przed ekranem komputerowym...

Odpowiedz

Janusz Matuska

Zgadzam się z powyższą wypowiedzią.Jak długo ład ekonomiczny nie będzie zmieniony giganty finansowe zawsze będą miały przewagę nad małym inwestorem do których należy zaliczyć również zarządy dużych zakładów przemysłowych.
Giganty finansowe poza większą wiedzą mają możliwość wpływania na przyszłe kursy walut poprzez publikowanie odpowiednich analiz , raportów , rekomendacji itp. nie mówiąc już o innych narzędziach im dostępnym.
Jedyna rada to nie wdawać się w takie spekulacje.
A może dla dobra zwykłych ludzi (w końcu to oni ni są najbardziej poszkodowani przez nietrafione opcje)zabronić firmom zawierania opcji spekulacyjnych ? bo jak widać wiedza zarządzających firmami jest niekiedy żenująco niska.

Odpowiedz

Wies

Panie Mateuszu, jeszcze wiele przed Panem nauki, praktyki i logicznego myślenia.
Pozdrawiam i życzę powodzenia

Odpowiedz

H5N1

Panowie, trochę realizmu. Od kiedy to kilka rekomendacji może wywołać taką zmianę kursu, bez żadnych podstaw fundamentalnych. A jeśli były podstawy fundamentalne były prawdziwe to znaczy, że analizy równierz były prawdziwe, mimo iż wystawiły wredne giganty finansowe. No i drobny inwestor mógłby na tym zarobić.
Lepiej czepiajmy się banku centralnego, który powinien dbać o stabilność waluty (skoro nie mamy upragnionego standardu złota), a nie "stymulować gospodarkę".
Mam jeszcze pytanko: Jak odróźnić "opcje spekulacyjne" od tych zwykłych, zabezpieczjących tranzakcje walutowe?

Odpowiedz

sgh

Odnośnie propozycji zakazu zawierania umów ws. opcji:
1*Opcje służą jako narzędzie zabezpieczenia przed wahaniami kursu i odpowiednie ich stosowanie (tj. uwzględnianie ekspozycji firmy na eksport/import) jest często zbawienne dla działalności przedsiębiorstwa
2*Jeśli ktoś spekuluje opcjami to jest to wyłącznie jego sprawa ( nawet jeśli zatrudnia 500 osób) -podstawowe prawo własności
3*Ciekawostka: Polacy "zaspekulowali" sobie biorąc kredyty hipoteczne na 200 mld. zł. Większość z nich myśli, mimo wszystko że to Goldman Sachs ma większy wpływ na rynek - smutne bo Goldman nie wydał pewnie nawet 50 mld. zł przy tak płytkim rynku ...

Odpowiedz

Adam

Panie Mateuszu,

1. "Spekulacja to czynność polegająca na kupieniu..." - otóż nie, spekulacja to również sprzedaż (krótka)
2. "Goldman spekulował, czyli [...] inwestował" - tu już Pan przesadził! Albo spekulował, albo inwestował...

Odpowiedz

marioosz

Jakie zakazy, ludzie!?

Spekulacja jest dobra bo pozwala dyskontować z wyprzedzeniem zmiany cen. Ci którzy dobrze przewidują zyskują kosztem strat drugiej strony spekulacji , przewidujących źle. To że polskie firmy nie potrafiły w odpowiednich sposób wykorzystać narzędzi do zabezpieczenia się przed zmianami kursu to tylko ich wina. Gdyby zaangażowały jedynie tyle środków aby przy zmianie kursu nie stracić (wyjść na zero) to teraz nie byłoby płaczu. Ale oni chcieli być sprytniejsi i przy okazji "zarobić". Jak się ktoś nieumiejętnie obchodzi z narzędziem to nie można mieć pretensji do narzędzia, że zrobił sobie krzywdę.

Ad 6
1. Otóż tak! Sprzedaż to jednocześnie kupno, a kupno to jednocześnie sprzedaż. Natomiast tzw. "krótka sprzedaż" to nic innego jak zwykła transakcja kupna sprzedaży poprzedzona pożyczeniem jakiegoś dobra. Jeżeli spodziewam się spadku dolara względem euro to pożyczam dolary i sprzedaje je za euro albo inaczej kupuje euro za pożyczone dolary. Ale do tego konieczna jest druga strona, która odwrotnie, kupuje dolary za euro czyli sprzedaje mi swoje euro za dolary. "Krótka sprzedaż" to tylko taka fajna nazwa bo z drugiej strony zawsze podpowiada to zajęciu "długiej" pozycji.

2. Czy mogę prosić o zdefiniowanie różnicy pomiędzy spekulacją a inwestycją ?

Odpowiedz

Krzysztof

Do p. Adama: Nie rozumiem zastrzeżenia 2:

{“Goldman spekulował, czyli […] inwestował” - tu już Pan przesadził! Albo spekulował, albo inwestował…}

Każde nasze działanie (a więc również każda inwestycja) jest poprzedzone spekulacją, czyli przewidywaniem przyszłej sytuacji.
Przykład. Jeśli kupuję opcje sprzedaży USD (działanie), to dlatego, że spekuluję (przewiduję), że kurs USD spadnie.
Spekulacja może okazać się nietrafna. Jeśli w powyższym przykładzie kurs USD wzrośnie, to niepotrzebnie stracę cenę opcji.

Pozdrawiam.

Odpowiedz

Marcin

Do marioosz: Mam wrażenie, że zwolennicy regulacji postrzegają opcje trochę jak reaktor jądrowy. Niby tylko narzędzie, które może przysporzyć dużo zysków, ale którego niewłaściwa obsługa spowoduje ogromne zniszczenia również dla osób postronnych. Dlatego domagają się, by posiadacze takich "reaktorów" musieli spełniać szereg odgórnie narzuconych norm.

Odpowiedz

Adam

spekulacja vs inwestycja

Spekulację rozumiem jako obstawianie (czy też przewidywanie) przyszłych cen.

Inwestycję zaś rozumiem jako przeznaczenie części dóbr nie do konsumpcji, ale do wytworzenia wiekszej ilości dóbr w przyszłości (powiekszenie czy też odtworzenie zasobów).


Przykładem są spółki, które nie wykorzystały opcji do zabezpieczenia swoich przyszłych przepływów walutowych, ale zaspekulowały na kursie Złotego. Żadna z tych spółek, nawet te, które dobrze byc może obstawiły, nie inwestowała, ale spekulowała.

Pozdrawiam

Odpowiedz

H5N1

Tu nie chodzi o różnicę pomiędzy inwestycją a spekulacją. To jest bardzo niewielka różnica - czasem jej nie widać.
Zasadnicza róznica jest między kupowaniem opcji, a jej wystawianiem.
Kiedy kupujemy opcję to płacimy co nieco, po czym zwykle zostajemy z bezwarościowym papierem w kieszeni, ale czasem inkasujemy sporo pieniędzy. Tak jak w totolotku. Jest to bezpieczny instrumemnt gdyż pozwala z góry określić maksymalną stratę.
Natomiast wystawianie opcji przypomina raczej rosyjską ruletkę. Na początku dostajemy pewną kwotę, ale jak przegramy... No właśnie wszyscy widzieliśmy co się w tym przypadku dzieje.
Czy powinni to ograniczyć? Powiem tak, jeżeli w firmie zatrudniającej kilkaset osób nikt nie wie co to jest opcja i z na czym polega ryzyko, to ja nie chcę, żeby taka firma funkcjonowała w promieniu 100 km ode mnie.

Odpowiedz

Krzysztof

Do H5N1:
Nie rozumiem, co chce Pan/Pani ograniczać. Działalność firm gotowych ponosić ryzyko? Przecież KAŻDE działanie jest związane z ryzykiem.
Wg mnie najważniejsze jest to, czyim majątkiem ryzykują takie firmy. Jeśli swoim - nie ma powodu im zabraniać (najwyżej ten majątek stracą). Należałałoby natomiast wprowadzić formalny zakaz funkcjonowania (istnienia) firm opartych na kapitale publicznym.

Pozdrawiam

Odpowiedz

freakonomista

zamiast zaglądać na problem opcyjny z perspektywy regulatora rynku powinnismy spróbować postawić się na miejscu akcjonariatu a dokładniej rady nadzorczej. Co zrobić z prezesem tudzież dyrektorem finansowym, który nie zna zasad rynku pochodnego? Bo jak niby wytłumaczyć wejście w gre o sumie zero z bankiem, który dobija się drzwiami i oknami zeby podpisac z nami taki zakład? trudno podejrzewać banki o skłonności samobójcze, tym bardziej, że w więskzości były to spólki córki największych banków świata (m.in. BH), a więc z pewnością miały lepszy ogląd sytuacji na rynku od naszego biednego ignoranta? ciekawe czy zdawali sobie oni sprawę z tego, że wykres tej nieszczęsnej opcyjnej strategii złozonej (powszechnie juz znanej) jaki przedstwiano w ofercie obrazuje taką jego część żeby asymetria rozkładu dochodu nie była widoczna (a często przedstwiano taki wycinek wykresu, z którego można było odczytać nawet odwrotną asymetrię niż w rzeczywistości). Może warto pozwolic odejśc takim menedżerom, albo dac szanse nadrobić zaległości w odpowiednim czasie? Z pewnością kryzys ten powinien oczyścić naszą kadrę zarządzającą z największych ignorantów. Kryzys bodźcem do samooczyszczenia się rynku...brzmi nieźle, ale niestety rzadko się zdarza żeby powody kryzysów były trafnie zidentyfikowane. Pozostaje miec nadzieję że tym razem będzie inaczej.

Odpowiedz

Krzysztof

Do freakonomisty:
Proszę o krótki opis wspomnianej przez Pana strategii.
Czy jest to coś bardziej skomplikowanego niż zakup opcji sprzedaży połączony ze sprzedażą opcji zakupu (takie złożenie to po prostu kontrakt terminowy na dostawę instrumantu bazowego, w którym odbiorcą jest bank)?
Pozdrawiam

Odpowiedz

freakonomista

Do Krzysztofa:
ta strategia opcyjna wyglądała dokładnie tak jak ją Pan opisał. Złożenie opcji Long Put i Short Call, ta druga z wyższą ceną wykonania. Jak widać z wykresu takiej strategii zyski przedsiębiorcy są ograniczone, za to zyski banku teoretycznie dążą do nieskończoności. Jest to więc strategia silnie niesymetryczna, w której rozkłady dochodów obu stron umowy różnią się znacznie na niekorzyść przedsiebiorcy oczywiście (choć nie jestem pewien czy określenie przedsiębiorczy nie bedzie nadużyciem w przypadku tych ludzi). Pozdrawiam

Odpowiedz

Adam

Jakiekolwiek ograniczenia dotyczące opcji wprowadzane teraz nie mają sensu. Nikt przy zdrowych zmysłach TERAZ JUŻ sie nie nabierze na strategie opcyjne, które zatopiły firmy. Przez najbliższe 40 lat. Kto dał sie ponieśc emocjom, czy też nie miał wiedzy, czy też naiwnie wierzył bankierom wciskającym mu "kaszę", ..etc co najwyżej wpakuje się w coś innego (tulipany, nieruchomości ;-)

Problemem są firmy, o których powiedział p. Krzysztof - publiczne - w tym banki, które kiedyś były wzorem i ostoją zaufania - jako firmy rodzinne. Dziś już nie sa nawet publiczne, są państwowe.

Odpowiedz

Krzysztof

Do freakonomisty:
Proszę wybaczyć, ale ciągle nie widzę tej asymetrii.

Jeśli przyjąć, że zyskiem przedsiębiorcy jest różnica ceny sprzedaży instr. bazowego w stosunku do bieżącego kursu tego instrumentu, to zysk jest następujący: przy zmniejszeniu kursu zyskujemy różnicę, przy zwiekszeniu - tracimy tę samą różnicę (prowizje biur maklerskich pomijamy!). Nasz kontrahent dokładnie odwrotnie! W obu przypadkach w pełni symetrycznie.
Zastosowanie pewnej różnicy między cenami wykonania obu opcji skłądowych nie stanowi zmiany jakosciowej - wprowadza tylko pewną strefę martwą, w której żadna strona nie ma podstaw do wykonania opcji (w tej strefie obowiązuje po prostu bieżacy kurs instrumentu bazowego).

Z faktu, że zakład jest symetryczny nie wynika oczywiście, że nie można na nim stracić. Wynika tylko to, że każda ze stron ryzykuje tak samo.
Rzecz jasna lepiej wychodzi na tym ta strona, która trafniej przewidziała przyszłą sytuację, :).

Banki przewidziały tę sytuację trafnij niż przedsiębiorcy, więc teraz są w lepszej sytuacji. Gdyby kurs zmienił się w przeciwną stronę (o tyle samo), sytuacja byłaby dokładnie odwrotna.

Pozdrawiam

Odpowiedz

freakonomist

do Krzysztofa:
Stategia ta byłaby symetryczna, gdyby banki nie stosowały minimalnego kursu, do którego zyski przedsiębiorcy się zwiększają, a od którego ewentualna strata banku i równy jej zysk przedsiębiorcy pozostaje na stałym poziomie. Ale w tej umowie banki zastrzegły sobie, że odpowiadają za spadek kursu dolara np. do 2 zł (kurs czysto hipotetyczny) i do tego kursu (oznaczmy go jako S) dynamika zysku przedsiębiorcy jest odwrotnie proporcjonalna do dynamiki kursu dolara (jeżeli złotówka się umacnia wówczas zysk przedsi ębiorcy rośnie), a na lewo od S funkcja zysku przedsiębiorcy jest stała.
Natomiast zyski banku w przypadku deprecjacji złotego rosną teoretycznie bez ograniczeń.

Co do trafności prognoz, to wyobraźmy sobie czysto hipotetyczną sytuację: bank C (którego bankiem matką jest bank M) dostaje "radę" od banku M, zeby rozprowadzić na rynku produkt jakim jest nasza umowa opcyjna. Następnie bank M spekuluje na płytkim (dla tak wielkiej korporacji) rynku, zajmując pozycję krótką na złotówce (tudzież na forincie- w ta,mtym czasie nie miało to znaczenia gdyż złotówka należała do tej samej grupy ryzyka). Informacja o zajęciu krótkiej pozycji docierają do innych dużych banków, które przyjmują podobną strategię. Kiedy złotówka ulega wysokiej deprecjacji (nie mającej nic wspólnego z fundamentami) bank C może zrealizować zyski z umowy opcyjnej, bank M realizuje zyski zamykając krótkie pozycje, cała grupa kapitałowa może pochwalić sie wzrostem zysku skonsolidowanego, a prezes OSP poraz kolejny przyznaje się do swojej ignorancji.
A teraz proponuję podstawić za C Bank Handlowy, a za M oczywiście Citi.
Pozdrawiam

Odpowiedz

freakonomist

do Krzysztofa:
Stategia ta byłaby symetryczna, gdyby banki nie stosowały minimalnego kursu, do którego zyski przedsiębiorcy się zwiększają, a od którego ewentualna strata banku i równy jej zysk przedsiębiorcy pozostaje na stałym poziomie. Ale w tej umowie banki zastrzegły sobie, że odpowiadają za spadek kursu dolara np. do 2 zł (kurs czysto hipotetyczny) i do tego kursu (oznaczmy go jako S) dynamika zysku przedsiębiorcy jest odwrotnie proporcjonalna do dynamiki kursu dolara (jeżeli złotówka się umacnia wówczas zysk przedsi ębiorcy rośnie), a na lewo od S funkcja zysku przedsiębiorcy jest stała.
Natomiast zyski banku w przypadku deprecjacji złotego rosną teoretycznie bez ograniczeń.

Co do trafności prognoz, to wyobraźmy sobie czysto hipotetyczną sytuację: bank C (którego bankiem matką jest bank M) dostaje “radę” od banku M, zeby rozprowadzić na rynku produkt jakim jest nasza umowa opcyjna. Następnie bank M spekuluje na płytkim (dla tak wielkiej korporacji) rynku, zajmując pozycję krótką na złotówce (tudzież na forincie- w ta,mtym czasie nie miało to znaczenia gdyż złotówka należała do tej samej grupy ryzyka). Informacja o zajęciu krótkiej pozycji docierają do innych dużych banków, które przyjmują podobną strategię. Kiedy złotówka ulega wysokiej deprecjacji (nie mającej nic wspólnego z fundamentami) bank C może zrealizować zyski z umowy opcyjnej, bank M realizuje zyski zamykając krótkie pozycje, cała grupa kapitałowa może pochwalić sie wzrostem zysku skonsolidowanego, a prezes OSP poraz kolejny przyznaje się do swojej ignorancji.
A teraz proponuję podstawić za C Bank Handlowy, a za M oczywiście Citi.
Pozdrawiam

Odpowiedz

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.