Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Jakub Juszczak
Ludwig von Mises w Ludzkim Działaniu i innych pracach poświęca dużo miejsca krytyce niemieckiej szkoły historycznej. Idee tej szkoły nie są już wpływowe, chociaż jak zauważa filozof i ekonomista Birsen Filip w swojej niedawnej książce The Early History of Economics in the United States: The Influence of the German Historical School of Economics on Teaching and Theory (wydanej przez Routledge w 2023 r.), nie zawsze tak było. Niemcy były najważniejszym miejscem studiów ekonomicznych od drugiej połowy XIX wieku do I wojny światowej. Czołowe postacie szkoły — do których należeli Wilhelm Roscher, Bruno Hildebrand, Karl Knies i Gustav Schmoller — byli uczonymi o ogromnej erudycji, którzy zaimponowali wielu współczesnym badaczom. Wówczas, wielu uważało, że mieli rację odrzucając uniwersalne prawa ekonomii. Co więcej, Schmoller — w swej polemice, słynnym Methodenstreit (sporze o metodę), z Carlem Mengerem, założycielem Szkoły Austriackiej — krytykował Austriaków za ich metodologiczny indywidualizm i poleganiu na „abstrakcyjnych” prawach ekonomicznych. Biorąc pod uwagę owe tło, można łatwo zrozumieć, dlaczego Mises atakuje niemiecką szkołę historyczną. Lecz czy jego dyskusje — echa „dawnych walk” — mają znaczenie dla dzisiejszych czytelników?
Mises jest innego zdania. Uważa, że doktryny szkoły historycznej doprowadziły bezpośrednio do nazizmu, a początki tego niezwykle destrukcyjnego ruchu nadal nurtują czytelników aż po dziś dzień. W dzisiejszym artykule krótko przedstawię argumenty Misesa na ten temat, które można znaleźć w jego Rządzie Wszechmogącym.
Krótko mówiąc, argument Misesa jest następujący: niemiecka szkoła historyczna dążyła do ograniczenia międzynarodowego wolnego handlu. Próba zapewnienia autarkii doprowadziła zarówno do imperializmu, jak i do walk z sąsiednimi narodami w celu uzyskania kontroli nad zasobami, które państwo uważało za kluczowe dla narodowego rozwoju gospodarczego. Mises pisze:
Od ponad sześćdziesięciu lat niemieccy nacjonaliści przedstawiali skutki, jakie w ostatecznym rozrachunku protekcjonistyczna praktyka innych krajów będzie miała dla Niemiec. Wskazywali, że Niemcy nie mogą obyć się bez importu żywności i surowców. Jak zatem będą płaciły za ten import, kiedy pewnego dnia kraje wytwarzające owe dobra rozwiną swoje zakłady i zatrzasną drzwi przed niemieckim eksportem? Istnieje — jak sądzili — tylko jedno rozwiązanie. Trzeba podbić większe terytorium, trzeba zdobyć większy Lebensraum.[1]
Pod koniec XIX wieku, głównym zwolennikiem wojny i imperializmu, motywowanych wspomnianymi powodami, był Adolf Wagner, czołowy członek Niemieckiej Szkoły Historycznej. Ocena Wagnera dokonana przez Misesa jest ostra:
Adolf Wagner nie słynął z przenikliwego umysłu. Był słabym ekonomistą, to samo zresztą można powiedzieć o jego zwolennikach. Nie byli oni jednak tak naiwni by nie rozumieć, że protekcjonizm nie stanowi panaceum na zagrożenia, jakie opisywali. Zaradzić miał im podbój terytorialny, czyli wojna. Postulowali wiec ochronę niemieckiego rolnictwa tylko po to, by zachęcić rolników do produkcji na mało żyznych obszarach kraju, dzięki czemu Niemcy miały stać się krajem niezależnym od zagranicznych dostaw żywności w obliczu nieuchronnie zbliżającej się wojny. Cła importowe nakładane na żywność były według nich rozwiązaniem tylko krótkoterminowym — wprowadzanym jedynie na okres przejściowym. Ostatecznym rozwiązaniem były natomiast wojna i podbój.[2]
Chociaż członkowie szkoły historycznej dążyli do wojny i podboju, byli ostrożni w przedstawianiu swoich poglądów. „Wagner, Schmoller i inni socjaliści z katedry, w swoich wykładach i seminariach, długo głosili ewangelię podboju. Ale przed końcem lat dziewięćdziesiątych nie odważyli się propagować takich poglądów w druku”.
Czasami jednak to skrywane oblicze było widoczne. Mises zauważa, że Schmoller:
Słowa, które przytoczymy, znalazły się w książce pod redakcją Gustawa von Schmollera, Maxa Seringa i Adolpha Wagnera, profesorów nauk politycznych na Uniwersytecie Berlińskim: „Nie mogę rozwodzić się nad szczegółami przedsięwzięć handlowych i kolonialnych, do których potrzebna nam jest marynarka. Mogę krótko wspomnieć jedynie o kilku aspektach. Pragniemy, aby bez względu na koszty w następnym stuleciu stworzono w południowe Brazylii kraj niemiecki zamieszkany przez dwadzieścia do trzydziestu milionów Niemców. Nie ma znaczenia to, czy kraj ten będzie częścią Brazylii, czy państwem niepodległym albo blisko powiązanym z Rzeszą. Takiemu rozwojowi wypadków zagraża brak połączeń nieustannie ochranianych przez okręty wojenne i brak gotowości Niemiec do zdecydowanej interencji” [Handels- und Machtpolitik: Reden und Aufsätze im Auftrage der Freien Vereinugung fur Flottenvorträge, t. 1, Stuttgart 1900,s. 35-36].[3]
Naziści realizowali politykę gospodarczą niemieckiej szkoły historycznej, dostosowaną do warunków lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku.
Podstawowe idee nazizmu rozwinęli pangermaniści i socjaliści z katedry w ostatnim trzydziestoleciu XIX wieku. System został ukończony na długo przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Niczego w nim nie brakowało, a później dodano do niego tylko nazwę. Plany i metody nazistów różniły się od tych stosowanych przez ich poprzedników w cesarskich Niemczech tylko tym, że dopasowano je do innych uwarunkowań politycznych. Ostateczny cel — niemiecka hegemonia nad światem — oraz sposób jego osiągnięcia — przez podbój — nie zmieniły się.[4]
Stwierdzenie Misesa, że dążenie do autarkii prowadzi do wojny, ma ogromne znaczenie w dzisiejszych czasach. W naszych czasach, niektórzy narodowi konserwatyści wzywają Stany Zjednoczone do zabezpieczenia zasobów potrzebnych do celów wojny z Chinami poprzez ochronę taryfową oraz „politykę przemysłową”. Jak osiemdziesiąt lat temu zauważył Mises, taka postawa jest niebezpieczna.
Ilustracja: Gustav von Schmoller, Wikimedia Commons