Autor: David Howden
Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Mateusz Wiatr
Wersja PDF
Większość ludzi ― od młodszych do starszych i o różnych poglądach politycznych ― jest zjednoczona wspólną więzią. Idea, według której banki zasługują na pomoc podatników, jest postrzegana przez nich jako działanie całkowicie niemoralne. Przedsiębiorcy postrzegają pakiety ratunkowe dla banków jako nieuczciwe faworyzowanie, które dotyczy tylko wybranych biznesowych przedsięwzięć. Osoby, które reprezentują poglądy lewicowe, postrzegają to działanie jako pomoc dla rządzącej grupy społecznej i uderzenie w zwykłych obywateli. Natomiast osoby o poglądach prawicowych postrzegają taką pomoc jako kolejną formę opieki społecznej: redystrybucję bogactwa od osób ciężko pracujących do lekkomyślnej klasy banksterów (połączenie słów: bankier i gangster ― przyp. tłum.).
Pomimo wspólnej pogardy dla bankierów widoczna jest różnica dotycząca problemu radzenia sobie z nimi. Jedna grupa proponuje ograniczenie regulacji ― pozwolenie mechanizmom rynkowym na działanie umożliwi zwycięstwo ducha rozwagi i pracowitości. To stwierdzenie uznaje siły działające na rynku za samodzielny i naturalny czynnik ograniczający wielkość przedsiębiorstw, aby uniknąć problemu powstawania przedsiębiorstw „zbyt dużych, by upaść”, poprzez wiele z tych samych bodźców, które pobudzają konkurencyjność.
Inna grupa uważa, że rozwiązaniem jest wzrost liczby regulacji. Według tej grupy naturalnym trendem w biznesie jest formowanie się dużych monopoli. Wraz ze wzrostem wielkości przedsiębiorstw, zyskują one polityczne wpływy oraz zaczynają sprawiać wrażenie bycia niezbędnymi dla gospodarki. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest nie tylko postrzeganie firmy jako „zbyt dużej, by upaść”, ale także likwidacja wszelkich pojawiających się problemów za pomocą wpływów politycznych.
Jak w większości przypadków, prawda leży gdzieś pośrodku.
Pierwsza grupa zauważyła poprawnie, że powstają dwa negatywne zjawiska spowodowane wzrostem regulacji. Z jednej strony polityka regulacji na zasadzie uchwalania jednej uniwersalnej ustawy (tak jest zazwyczaj na poziomie federalnym) nie jest w stanie wziąć pod uwagę wszystkich zawiłości i tempa rozwoju biznesu. Ta polityka wpływa również na osoby i przedsiębiorstwa, powodując zmniejszenie ich ostrożności. Pod pretekstem, że władza ustala rozsądne prawo, jednostki nie widzą potrzeby monitorowania działalności przedsiębiorstw pod względem tego, czy ich zachowanie jest odpowiedzialne. Przedsiębiorstwa również ulegają temu sposobowi myślenia. Stosowanie się do istniejącego systemu regulacyjnego daje im pociechę w tym, że każde zagrożenie ich stabilności można zrzucić na błędy organu ustawodawczego.
Z drugiej strony, zwiększenie ilości regulacji stwarza problem, który jest nazywany przez ekonomistów „pokusą nadużycia”. Sytuacja ta występuje wtedy, gdy dany podmiot może osiągać korzyści, nie martwiąc się o późniejsze koszty. Sektor finansowy jest obecnie w oczywisty sposób dotknięty tym problemem.
Banki i inne instytucje finansowe są w dużej mierze ograniczone przez prawo. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że żadna dziedzina nie jest aż tak regulowana jak finanse i żadna inna nie przeznacza się tyle czasu i środków w celu zapewnienia zgodności ze złożonym ustawodawstwem. Odpowiednie poziomy kapitału muszą być utrzymywane, sprawozdania muszą być punktualne i czytelne, a pewne typy aktywów są obowiązkowe do zakupu lub też nie. Banki przestrzegając tych regulacji, mają poczucie, że przetrwają ― lub wręcz rozwiną się ― jeżeli tylko będą działały w ramach obowiązującego prawa.
Jednakże staje się to coraz bardziej oczywiste, że regulacje finansowe wprowadzone w ciągu ostatniej dekady nie mogą już utrzymywać zdrowej kondycji branży finansowej. Pomimo (lub być może z powodu) tych wszystkich regulacji znaczna część firm nie jest w dobrej kondycji finansowej. Kogo jednak za to winić? Byłoby łatwo winą obarczyć przedsiębiorstwa, lecz uczyniły one wszystko, czego wymagały od nich regulacje.
Może przynajmniej warto rozważyć złagodzenie przepisów? Czyniąc to, osiągnęłoby się podwójną korzyść.
Z jednej strony, odpowiedzialność firm za niestabilność, do której doprowadziły, byłaby bardziej oczywista. Z drugiej strony bez regulacji bardziej lekkomyślnie i nieudolnie zarządzane firmy upadłyby już do tej pory z powodu braku kontroli ze strony ustalającego zasady „rodzica”, który karciłby je za popełniane błędy. Rezultatem byłaby mniejsza ilość niestabilnych przedsięwzięć i zwiększenie uwagi na zagrożenia płynące z własnych poczynań.
Jak wcześniej stwierdziłem, obie strony mają rację tylko do pewnego stopnia, zakładając, że te wołania za zwiększeniem regulacji są poparte merytorycznymi argumentami. I to jest prawda. Natomiast parafrazując słowa Inigo Montoyi, kiedy oni używają słowa „regulacja”, nie sądzę, aby znaczyło to samo, co oni myślą, że znaczy.
Prawdą jest, że nie wszystkie firmy mają równe szanse. Jest to szczególnie widoczne w branży finansowej, a zwłaszcza w sektorze bankowym. Banki posiadają przywilej rezerwy cząstkowej. Skutkiem tego banki zachowują się w sposób, który znacznie różni się od funkcjonowania innych firm. Można przez to błędnie stwierdzić, że powodem tej sytuacji jest „nieodpowiednia regulacja”.
Depozytor umieszcza pieniądze w swoim banku. Rezultatem jest depozyt, a jego właściciel ma prawo do wypłacenia tej sumy w dowolnym momencie. Niektórzy mogliby sądzić, że bank jest zobowiązany do trzymania tych pieniędzy w skarbcu, tak jak byłyby przechowywane inne zdeponowane dobra ― jak na przykład ziarna w silosie ― które muszą być dostępne od ręki. Prawo stanowi jednak inaczej. Banki są zobowiązane do trzymania w skarbcu tylko części środków zgromadzonych na kontach i mają możliwość rozdysponowania pozostałych środków, jak sobie tego życzą. Kanada i Wielka Brytania są przykładami krajów, gdzie nie obowiązują żadne regulacje dotyczące przechowywania przez banki ustalonego procenta depozytów złożonych na kontach. W Stanach Zjednoczonych, w przypadku gdy bank ma na kontach transakcyjnych (depozyty i konta należne z tytułu) sumę netto mniejszą niż 12,4 mln dolarów, stopa rezerwy jest ustalona na zerowym poziomie. To znacząco różni się od silosów na ziarno, w przypadku których prawo bezwzględnie wymaga od właściciela silosu utrzymywania 100 proc. zdeponowanego zboża.
Istnieją dwa efekty bankowości z rezerwą cząstkową ― oba nie są korzystne dla przeciętnego Kowalskiego.
Po pierwsze, banki rozrastają się, ponieważ posiadają dostęp do źródeł finansowania, które nie istniałyby, gdyby banki traktowane były na takich samych prawach jak inne przedsiębiorstwa. Prawdziwe jest stwierdzenie komentatorów, że „banki są inne”. Posiadają one przywilej prawny, który umożliwia im większy rozrost, niż byłoby to naturalnie możliwe. To także tłumaczy, dlaczego tak wiele banków i instytucji finansowych jest uważanych za zbyt duże, by upaść.
Po drugie, działalność banków staje się coraz bardziej ryzykowna. Każdorazowo, gdy depozyt nie jest pokryty w stu procentach, depozytor jest zagrożony nieotrzymaniem z powrotem jego całości. Jeśli bank przeznaczy depozyt na sfinansowanie kredytu hipotecznego, a pożyczkobiorca nie dotrzyma warunków umowy i nie będzie w stanie zwrócić pieniędzy bankowi, wtedy powstanie ryzyko, że depozytor straci część swoich pieniędzy. Bardziej prawdopodobnym przypadkiem jest „run na bank”, czyli sytuacja, w której wielu depozytorów próbuje wypłacić swoje pieniądze w tym samym czasie. Rezultatem jest niewystarczająca ilość środków, aby zrealizować wszystkie żądania wypłaty. Ta sytuacja dotknęła różne banki w Islandii, Irlandii, Anglii oraz na Cyprze w ciągu ostatnich czterech lat.
Mało osób przejmuje się drugim problemem z powodu możliwości spełnienia się pierwszego scenariusza. Odkąd banki stały się zbyt duże, by upaść, jesteśmy stale zapewniani, że jeśli jeden bank zbankrutuje, to my, depozytariusze, nie stracimy własnych pieniędzy. Rząd zobowiązał się w sposób dorozumiany, a nawet jawny, poprzez ubezpieczenie depozytów, że wkroczy i pomoże nieodpowiedzialnym graczom.
Rezultatem jest wprowadzający w błąd stan rzeczy, który możemy obserwować dzisiaj. Dwie strony sporu domagają się tej same rzeczy ― stabilności banków ― chcąc uzyskać to za pomocą całkowicie przeciwstawnych środków. Obóz „zwiększenia regulacji” jest w konflikcie z opcją „zmniejszenia regulacji”.
Rozwiązanie
Te dwie opcje nie wykluczają się wzajemnie. Możliwe jest zażegnanie problemów pokusy nadużycia i instytucji „zbyt dużych, by upaść” poprzez jeden odważny krok ― zniesienie bankowości z rezerwą cząstkową.
Dzięki zlikwidowaniu tego prawnego przywileju zostaje wyeliminowana możliwość rozrostu banków do takich ogromnych rozmiarów. Poprzez podleganie tym samym zasadom (można nazwać je „regulacjami”), jakim są podporządkowane inne przedsiębiorstwa przyjmujące depozyty, banki nie będą nadmiernie uprzywilejowane. Kiedy rozmiar banków zmniejszy się, doktryna „zbyt dużego, by upaść” odejdzie w niepamięć lub zostanie w znacznej części ograniczona. To znaczy, że depozytorzy i bankierzy uświadomią sobie, że odpowiadają osobiście za straty swoich banków.
Ryzyko straty to mocny argument w likwidacji problemu pokusy nadużycia. Należy pamiętać, że problem ten staje się poważny tylko wtedy, gdy możliwość danej osoby do osiągnięcia zysku nie ciągnie za sobą ryzyka straty. Świadomi możliwości poniesienia porażki, depozytorzy będą wymagać od banków obietnicy wprowadzenia rozważnych zasad dotyczących ich funkcjonowania, a bankierzy będą zmuszeni sprostać tym żądaniom.
Krytycy, którzy obawiają się problemu „zbyt dużych, by upaść”, mają rację. W pewnym sensie potrzeba więcej „regulacji”. Niezbędna jest regulacja banków za pomocą tych samych środków i przepisów prawnych, które zostały użyte przeciwko oszustwom w innych sektorach. Krytycy, którzy obawiają się pokusy nadużycia, także mają rację. Niezwykle potrzebne jest zmniejszenie ilości każdego innego rodzaju regulacji.
Naprawa zepsutego systemu finansowego nie musi być utrudniana poprzez polityczne różnice, które są nie do pogodzenia. Rozpoznanie prawdziwych problemów ― przywilejów prawnych i podejmowania zbytniego ryzyka ― pozwala na ujęcie zwolenników różnych rozwiązań w jedną spójną grupę. Zupełnie inną kwestią jest sprawienie, by zgodzili się z tym bankowcy.
Przywilejem prawnym nie jest coś co istnieje mimo tego "przywileju". Cała argumentacja za stuprocentową rezerwą pełna jest sprzeczności z faktami, niekonsekwencji w stosowaniu praw ekonomii, arbitralnych sądów wartościujących itp. - to ideologia a nie ekonomia. Strasznie to smutne czytać po raz kolejny te same bzdury, wspierane zresztą przez Instytut. Chciałbym kiedyś przeczytać polemikę ze zwolennikami wolnej bankowości wolną od powyższych błędów (choć jeśli zwolennicy wolnej bankowości mają rację będzie to niemożliwe - może dlatego stuprocentowcy chwytają się takich metod).
Odpowiedz
@kapitalny
Na razie Pańska krytyka ma zero wartości merytorycznej. Nie jesteśmy jasnowidzami i nie wiemy co ma Pan na myśli pisząc: „argumenty”, „fakty”, „prawa ekonomii”. Czy robi Pan to celowo? Jeśli nie, uprzejmie proszę konkretnie napisać jakie „argumenty”, jakie „fakty”i jakie „prawa ekonomii” ma Pan na myśli.
Odpowiedz
Ok, postaram się w wolnej chwili rozwinąć moją myśl, przymierzam się do dłuższego tekstu na ten temat ale brakuje czasu. Komentarz jak to komentarz, może być emocjonalny :wink:
Główny mój zarzut do tego konkretnego artykułu dotyczy, jak już wspomniałem, określania rezerwy cząstkowej jako przywileju prawnego. Nawet bez istnienia Państwa rezerwa cząstkowa byłaby możliwa. Przywilej jest dla mnie nadaniem prawa, z którego nie moglibyśmy korzystać na wolnym rynku. Naśladując rozumowanie Howdena mógłbym powiedzieć, że prawo własności jest przywilejem nadanym przez Państwo - ale czy powinniśmy znieść "przywilej prawa własności"?
Jeśli krytykować rezerwę cząstkową to nie w ten sposób - należy raczej wykazać jej nieefektywność.
Drugi argument także jest skażony wartościowaniem autora - określa on ryzykowność systemu rezerwy cząstkowej jako coś złego. No cóż, gdyby ryzykowność dobrowolnych interakcji przyjąć jako coś złego to ktoś równie dobrze mógłby zakazać wolnego rynku. Jaką obronę wysunąłby Pan Howden? Że to nieefektywne? No właśnie...
Dla jasności: nie jestem w stu procentach pewien, że mam rację popierając wolną bankowość (póki co za cienki bolek ze mnie). Jednak krytyka Pana Howdena jest, delikatnie mówiąc, nietrafiona.
Odpowiedz
Teraz mniej więcej wiem o co Panu chodzi (jakie ma Pan zarzuty), ale poczekam, jak Pan rozwinie swoją myśl. Pisze Pan, że nie jest Pan pewien swojego poparcia dla wolnej bankowości. Czy czytał Pan „Pieniądz, kredyt bankowy i cykle koniunkturalne” Jesúsa Huerta de Soto? Może ta lektura pozwoli Panu rozwiać wątpliwości...
Odpowiedz
Jestem w trakcie lektury "Pieniądza.." Huerta de Soto oraz "The Theory of Free Banking" Selgina - trzeba poznać argumenty obu stron:) Pierwsze rozdziały de Soto nie są zbyt zachęcające (mówię o teorii, pod względem badań historycznych nad pieniądzem pełen szacunek), ale nie zrażam się.
Odpowiedz
Przypomniała mi się historyjka o pierścionku Pana Howdena z LSE - słuchając tego nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać. Bardziej nienaukowego argumentu dawno nie słyszałem (ze strony austriaka oczywiście).
Odpowiedz
A ja odpowiem tak - mimo iz sympatyzuje raczej z kapitalnym - czy w sytuacji, w ktorej dzialanosc bankow jest koncesjonowana jak to jest obecnie przez banki centralne, rezerwa czastkowa nie jest doprawdy oczywistym przywilejem prawnym, z ktorego zadna inna dzialalnosc nie moze korzystac?
Odpowiedz
Przywilejem dla banków jest koncesjonowanie ich działalności, duża bariera wejścia w tej branży, gwarancje udzielane przez Państwo (kosztem pieniędzy podatnika). Utrzymywanie przez banki tak niskich, "niewolnorynkowych" rezerw jest SKUTKIEM tych przywilejów.
Odpowiedz
Jeśli przywilej prawny zdefiniujemy jako monopol na określone działania to tak, przy tym założeniu obecna rezerwa cząstkowa jest przywilejem (ale nie rezerwa cząstkowa w ogóle!). Proszę zwrócić uwagę, że są dwie możliwości nadania takiego przywileju - pierwsza to zakazanie części społeczeństwa jakiegoś działania, które mogliby wykonywać na wolnym rynku, druga to zezwolenie części osób na działania nieobecne na wolnym rynku. Skutek jest podobny - korzyści dla uprzywilejowanej grupy, jednak metoda "leczenia" całkowicie odmienna. W pierwszym przypadku należy znieść ograniczenia dla innych (rezerwa cząstkowa), w drugim znieść przywilej. Autor artykułu proponuje zastosowanie drugiego rozwiązania dla pierwszego przypadku.
Odpowiedz
A pożyczenie cudzego samochodu przez właściciela parkingu też powinno być dozwolone? Czy to nie jest 'rezerwa cząstkowa' na parkingu?Czy to jest wolny rynek czy kradzież? Dlaczego 'rezerwa cząstkowa' ogranicza się do pieniędzy, a nie obejmuje wszystkiego? Dlaczego na 'wolnym rynku' nie mielibyśmy mieć 'rezerw ujemnych'? Jeśli ktoś nam coś ukradnie to znaczy, że wprowadził w życie 'rezerwę ujemną'. Co w tym złego?
Odpowiedz
Proszę nie szerzyć demagogii:
1. Umowa depozytu bankowego [nieprawidłowego] ma odmienne skutki niż umowa najmu miejsca parkingowego. Dlatego tworzenie jakiś analogii między tymi 2 sytuacjami prowadzi do błędnych wniosków.
2. Rezerwa częściowa nie dotyczy tylko i wyłącznie banków - umowę depozytu nieprawidłowego może zawrzeć każdy a nie tylko bank. Więc opowieści o tym jakoby banki są [pod tym względem] w uprzywilejowanej prawnie sytuacji są nieprawdziwe.
Ba można nawet powiedzieć, że prawnie to są one w sytuacji gorszej, bowiem muszą przestrzegać przepisów, które nie dotyczą Iksińskiego wystawiającego weksel.
Odpowiedz
Ad. 1 Tak, jeżeli dopuszcza to umowa.
Ad. 2 Przy powyższym założeniu można to nazwać rezerwą cząstkową na parkingu.
Ad. 3 Przy założeniu, że dopuszcza to umowa jest to wolny rynek. Inaczej jest to kradzież.
Ad. 4 Ze względu na to, że zysk ze stosowania rezerwy cząstkowej w przypadku pieniędzy jest największy (przynosi to największą korzyść uczestnikom). Rezerwa cząstkowa jest tym bardziej opłacalna im towar bazowy jest bardziej homogeniczny, im jest trwalszy, im więcej ma zastosowań, im więcej osób go użytkuje oraz im krótszy jest czas jego używania przez jedną osobę. Tak więc pieniądz bazowy jest doskonale homogeniczny, jest stosowany przy praktycznie każdym działaniu na rynku, jest bardzo trwały (np. złoto), użytkuje go całe społeczeństwo, czas wykorzystania (nie mylić z czasem przetrzymywania) sprowadza się do czasu trwania transakcji (w praktyce można zejść niemal do 0).
Tak więc Pana przykład z samochodem jest nierealny ze względu na towar bazowy (choć teoretycznie możliwy) - korzyści są niewspółmierne do ryzyka. Warto się zastanowić, gdzie jeszcze opłacalne byłoby zastosowanie rezerwy cząstkowej, to może być dobry pomysł na biznes :wink:
Ad. 4, 5 Z całym szacunkiem - bredzi Pan.Rezerwa 0% (faktyczna a nie ustawowa) oznaczałaby, że bank pożycza nieskończoną ilość pieniędzy nieskończonej ilości osób :roll: Rezerwa ujemna? Nieźle Pan podsumował swoja wypowiedź :mrgreen:
Odpowiedz
No i już w 4 akapicie popełniasz KATASTROFALNY BŁĄD. Stwierdzasz mianowicie, że "prawda leży pośrodku" ...
Tymczasem prawda zawsze leży tam, gdzie leży ...
No i rozwiązanie, które proponujesz, jest SZALONE.
Oto, dlaczego:
1. Zniesienie możliwości udzielania kredytów z depozytów wcale nie spowoduje, że banki przestaną to robić. Reakcja banków będzie oczywista: zaoferują one dwa rodzaje usług:
- konta z depozytami nienaruszalnymi (jak skrytki bankowe, które już dzisiaj przecież istnieją) - będą bardzo kosztowne
- konta z prawem do udzielania z nich kredytów (będą przynosiły dochód depozytariuszowi)
I rynek zadecyduje o tym, że wszystko wróci do normy, tzn ludzie sami z siebie zgodzą się zaryzykować i oddadzą bankom swoje depozyty. Ewentualnie podzielą ryzyko na kilka banków.
2. Natomiast trzeba się zgodzić z tym, że banki powinny upadać i powinny mieć odpowiednie zabezpieczenie kapitałem własnym. Osoby podejmujące decyzje w banku powinny składać prywatny depozyt o wartości określonego procenta kapitałów banku.
W każdym razie w pierwszej kolejności powinny upadać banki, a nie społeczeństwo.
Ale co się stanie z rynkiem ? Przy braku nowych emisji i przy trudnościach z pozyskaniem kredytów koszt kredytów wzrośnie, a cenę zapłacą oczywiście klienci. W praktyce siły rynkowe sprowadzą koszt kredytu do "normalnego", a korzyścią będzie brak konieczności okresowego "ratowania" banków, czyli finansowania bogatych depozytariuszy kosztem tych, którzy nie są w stanie odłożyć nawet 100 zł miesięcznie ...
Odpowiedz
Przykład z panem parkingowym używającym cudzych aut jako rezerwy cząstkowej jest chybiony. Bo z rezerwą jest tak. Przykład uproszczony dla zaprezentowania samej idei rezerwy cząstkowej. Załóżmy dla większego uproszczenia, że rezerwa wynosi zero procent. Przychodzi gościu do banku i wpłaca 100 zł na swoje dotąd puste konto do którego ma kartę kredytową. Bank do tej pory goły ma teraz stówę. Przychodzi drugi facio i bank pożycza (udziela kredytu) mu tą stówę (przelewa na konto do tej pory puste do którego ten drugi facio ma kartę kredytową). W lipcu jeden gościu jedzie do Zakopanego a drugi na Hel. W tym samym dniu w tej samej chwili obaj robią sobie zdjęcia jeden z góralem przebranym za niedźwiedzia a drugi z kaszubem przebranym za delfina. Powiedzmy że zdjęcia takie kosztują równo stówę a kaszub i góral przyjmują płatności kartami kredytowymi i powiedzmy sobie jeszcze, że do obu płatności doszło dokładnie w tym samym czasie. I to jest właśnie rezerwa cząstkowa. To tak jakby parkingowy na parkingu w Łodzi wziął sobie autko i pojechał do Warszawy a w tym samym czasie właściciel tegoż auta też wsiadł do tego samego auta i pojechał do Poznania. Fizycznie jest to niemożliwe. Logika tak mówi, bodajże zasada wyłączonego ośrodka czy cóś w tym guście. Jak widać parkingowy nie robi nic nadzwyczajnego po prostu alokuje marnujące się zasoby (inna sprawa że nielegalnie). Tu ktoś pisał, że to byłby dobry pomysł na biznes. Już tak jest! Bodajże na di.com.pl czytałem o gościuwie która przyjechała z krzemowej doliny wspierać polskie startupy (Apple wystąpiło o opatentowanie tego słowa więc używam póki można za darmo) i ona mówiła, że w Kaliforni jeden startup wpadł na taki pomysł, żeby alokować wolne limuzyny. Ktoś wynajmuje drogą limuzynę i jedzie gdzieś gdzie będzie siedział np. 6h w tym czasie limuzyna rdzewieje a kierowca się nudzi a są ludzie którzy potrzebują w tym czasie gdzieś pojechać. Można więc obie strony skojarzyć (i to robi ten startup). Odpalasz sobie aplikacje na komórce a ona pokazuje gdzie w twoim pobliżu stoją wolne limuzyny. Dzięki temu kierowca się nie nudzi i ma dodatkowy zarobek, limuzyna się nie marnuje a zwykli szarzy ludzie mogą się drajwnąć rollsem za grosze. A co do ujemnej rezerwy cząstkowej to ja to kiedyś napisałem w komentarzach jako żart po tym jak fizykom udało się zejść poniżej zera Kelvina, może bankowcom też się uda?
Odpowiedz
Źle interpretujesz kwestię rezerwy cząstkowej !!!
Bank Komercyjny (BK) może oczywiście udzielić kredytu ze środków z depozytu, ale działa to mniej więcej tak:
A wpłaca 100 depo do BK
BK udziela 100 kredytu do B
B wpłaca 100 depo do BK
Mamy więc sytuację taką, że A i B mają depozyty po 100
BK ma aktywa 200 (kredyt 100 i gotówka 100) oraz pasywa 200 (dwa depozyty po 100)
I teraz:
A i B jadą na wakacje i równocześnie chcą skorzystać ze swoich depo za pomocą karty.
Jeżeli A o 1 milionową sekundy wcześniej wybierze pieniądze, to karta B już NIE ZADZIAŁA ...
Po prostu BK nie mając środków zostanie zablokowany w systemie.
Uwaga ! W praktyce może być tak, że są pewne "bufory" gotówkowe i do pewnej kwoty BK nie mający pokrycie będzie mógł autoryzować wypłaty - to zależy już od konkretnej techniki realizacji tego systemu.
Ale w praktyce nie ma możliwości, aby BK wypłacił środki zarówno do A jak i do B.
Proponuję więc nie opowiadać baje i legend o systemie bankowym.
Problem z rezerwą cząstkową nie polega na "mnożeniu pieniędzy", lecz na tym, że zdeponowane pieniądze są oddawane komuś innemu (jak auta u parkingowego !!!) i gdy kredytobiorca ich nie zwróci, to depozytariusze NIE ODZYSKAJĄ swoich pieniędzy ...
JASNE !!!???
PYTAM !!!!!
CZY TO JEST JASNE !!!???
Odpowiedz
W powyższym przypadku rezerwa wynosi 50% a nie 0%. Przypadek naciągany, skrajnie mała ilość uczestników systemu (jak już pisałem tylko duża ilość uczestników systemu umożliwia jego funkcjonowanie). Taka sytuacja w realnym świecie nie zachodzi - pomijasz tu najistotniejszy czynnik - działanie przedsiębiorcze nakierowane na zysk, sprawiające, że do takich sytuacji nie dochodzi.
Przykład z limuzynami ciekawy, ale to nie jest do końca to o co mi chodziło. Kierowca limuzyny wie kiedy klient ma wyjść.
Odpowiedz
@pan_ama:
Przecież obaj bez żadnego problemu zapłacą - każdy depozytem na 100 zł [skoro płatność następuje kartami]. Bank jedynie musi przeksięgować depozyty. Gdzie tu jakaś sprzeczność ?
Odpowiedz
Chyba dałem przykład zbyt nowoczesny. Powiedzmy inaczej - mamy początek Renesansu. A przynosi do banku 100 złotych sztabek a bank daje mu za to stuzłotowy papierowy zapis bankowy (bank note) na okaziciela i A idzie z tym na rynek. Później przychodzi do banku B i bierze kredyt oczywiście fizycznie nie bierze stu złotych sztabek tylko banknot identyczny jak dostał A i idzie z tym na rynek. Na rynku mamy więc 200 sztabek złota (w postaci banknotów) 100% więcej niż na początku. Pierwszy swój banknot wydaje A a później B. Już widzę jak bank blokuje zakupy B, bo stracił płynność. Dzisiaj w dużej mierze banknoty są jak sztabki złota leżą w banku a na rynku funkcjonują karty kredytowe. No i dzisiaj jak mniemam operacja wypłukiwania pieniędzy z powietrza jest bardziej skomplikowana (szef FED powiedziałby, że bardziej luzowana) ale dlatego maksymalnie uprościłem sytuację. Kapitalny ja wiem że system nie działałby przy dwóch osobach i że na razie jakoś działa. Zostaje jednak pytanie. Jeżeli jest tak jak mówi Ultima Thule, że mamy do czynienia tylko z drobnym parkingowym wałkiem a nie z naruszaniem zasady wyłączonego ośrodka, to w czym problem i o co ten cały hałas? Rozstrzygnijmy więc z którą sytuacją mamy do czynienia. Czy z używaniem cudzej własności w czasie gdy ktoś jej nie używa (1) czy z jednoczesnym użytkowaniem dwóch tytułów własności do jednego obiektu (2) jak to pisał bodajże de Soto (był taki tekst na mises.pl w tym roku jako odpowiedź na Selgina i White’a).
ad Clegan jasne że obaj bez problemu zapłacą i w tym jest właśnie cały problem.
Odpowiedz
No i co ja mam z tobą zrobić ?
.
Tak jasno tłumaczę, a do ciebie nic nie dociera ...
.
Spróbuję JESZCZE RAZ:
.
Otóż twój przykład ze sztabkami złota jest BŁĘDNY !!!
.
Bo w obrocie są jedynie POTWIERDZENIA posiadania pieniędzy (sztabek), a nie pieniądze (sztabki) !!!
.
Tymczasem w naszym przykładzie mamy do czynienia z PIENIĘDZMI, a nie z "potwierdzeniami posiadania pieniędzy" !!!
.
Gdy płacisz kartą, to na konto odbiorcy wpływa PIENIĄDZ, a nie "certyfikat depozytowy" !!!
.
Czy rozumiesz RÓŻNICĘ !!!???
.
Tak więc prawidłowy opis "sztabkowego" przykładu, aby był adekwatny do dzisiejszych czasów jest taki:
- A wpłaca 100 sztabek do BK
- B bierze kredyt 100 sztabek i deponuje je w BK
- A i B dokonują transakcji za pomocą kart i płacą po 100 sztabek
- BK aby przeprowadzić transakcję musi WYDOBYĆ sztabki z sejfu i przekazać je do banku drugich stron transakcji A i B !!! UWAGA !!! Inaczej konta drugich stron transakcji NIE ZOSTANĄ UZNANE, a przy kasie czytnik wyda odgłos NIEAUTORYZOWANIA TRANSAKCJI !!!
- jeżeli BK miał oprócz tych 100 sztabek od A także jakieś inne sztabki w wystarczającej ilości (np. z kapitału własnego lub innych depo), to oczywiście do transakcji dojdzie.
.
Pytanie:
A co, jeśli drugie strony transakcji mają konta w TYM SAMYM banku ???
.
Odpowiedź:
- wówczas dla ważności transakcji te sztabki i tak muszą być WYPŁACONE, aby po sekundzie znowu znaleźć się na kontach odbiorców wpłat !!!
W ten sposób nie jest możliwe, aby niewypłacalny bank dokonywał rozliczeń nawet w obrębie siebie samego !!!
.
Czy teraz jest to WYSTARCZAJĄCO JASNE ???
Odpowiedz
@Ultima thule
"Czy teraz jest to WYSTARCZAJĄCO JASNE ???"
to co napisałeś jest twoją całkowitą fantazją. banki wydawały klientom banknoty za zdeponowane złoto oraz kredytobiorcom. zamiast złota w transakcjach płaciło się banknotami. bank nawet nie wiedział że jego banknot np. 100 razy był użyty w transakcji. żadnego złota nie musiał zatem wyciągać ze skarbca.
kiedy ktoś zdeponował banknot obcego banku to wtedy bank mógł zażądać fizycznego złota lub trzymać te banknoty jako aktywa.
dzisiaj odpowiednikiem banknotów są depozyty, a złotem banknoty banku centralnego.
opisana sytuacja przez pan_ama jest jak najbardziej poprawna.
", bank musi skorzystać ze swojej gotówki"
bzdura.
Odpowiedz
Odpowiedź do tekstu poniżej - napisanego przez Balcerka:
Bank nie mógłby oszukiwać. W razie gdyby inny bank dostał potwierdzenie o złocie w innym banku, zażądałby jego transferu w zamian za "bank note" ... To OCZYWISTE.
Dzisiaj też tak jest i dzieje się natychmiast.
Od tego są specjalne Izby Rozliczeniowe "Clearing House". Ich rolą jest dokonywanie operacji na saldach pomiędzy bankami tak, żeby nie było sytuacji, że dwa banki są sobie nawzajem winny po miliardzie, ale też żeby nie było sytuacji, że jakiś bank emituje "fałszywki". Nie ma możliwości, abyś założył jakiś "banczek", wyemitował przelewy na miliard i zniknął z kasą ...
Takiej możliwości po prostu NIE MA ...
Odpowiedz
UWAGA !!!! Nie wiem, co tu się dzieje, ale jest jakiś wadliwy system komentarzy. Mój komentarz do Balcerka zapisywany był POWYŻEJ jego komentarza (inaczej się nie dało), a został umieszczony poniżej jego komentarza. Czytajcie więc z uwagą.
Odpowiedz
@pan_ama:
Nie mamy do czynienia ani z (1) ani z (2), bo depozyt bankowy nie poświadcza własności tylko wierzytelność wobec banku. A płatność kartą dotyczy tej wierzytelności. Dlatego nie dojdzie do niewypłacalności.
Do problemów by doszło gdyby A i B chcieli jednocześnie zamienić depozyty na gotówkę.
P.S. De Soto tak pisze tylko on inaczej [niż jest to powszechnie przyjęte] interpretuje skutki prawne depozytu nieprawidłowego.
Odpowiedz
kompletnie nie kumasz czaczy
Odpowiedz
Jeżeli nie widzisz sprzeczności, to znaczy że się nie znasz na systemie bankowym.
Aby dokonać "przeksięgowania" depozytów, bank musi skorzystać ze swojej gotówki. Bo "przeksięgowanie" to operacja złożona z dwóch operacji: wypłata gotówki, wpłata na konto kogoś innego (niekoniecznie w tym samym banku !)
Przemyśl to sobie jeszcze raz ...
Odpowiedz
Przecież problem nie jest w rezerwie cząstkowej. W swobodnej gospodarce klienci by sami zdecydowali czy lubią rezerwę cząstkową czy nie i w jakim procencie. Problem jest w gwarancji nieśmiertelności, którą udziela państwo bankom stosującym rezerwę cząstkową w swojej działalności. Oraz gwarancji nieomylności dla klientów, którzy współpracują za takimi bankami. Państwo zniosło ryzyko działania. Równowaga między chciwością i strachem przed stratą towarzysząca każdej działalności została naruszona przez państwo, które swoimi gwarancjami, na rachunek podatników, zniosło strach. To jest problem. Dywagacje nad wyższością rezerwy cząstkowej i czy ma być w procencie 10, 50 czy 100 przypominają rozważania nad wyższością świat Bożego Narodzenia nad światami Wielkiej Nocy.
Odpowiedz
Racja !
Odpowiedz
<blockquote cite="">Dywagacje nad wyższością rezerwy cząstkowej i czy ma być w procencie 10, 50 czy 100 przypominają rozważania nad wyższością świat Bożego Narodzenia nad światami Wielkiej Nocy.</blockquote>
Tu nie mogę się z Tobą zgodzić, tu nie chodzi przecież o spór o to ile powinna wynosić rezerwa, tylko o to czy ma ona być ustalana przez rynek. Teoria wolnej bankowości nie zajmuje się w ogóle wysokością rezerwy, nie jesteśmy przeciwnikami 100% rezerwy, nie jesteśmy także jej zwolennikami. Ekonomia jest nauką, jej celem jest poznanie praw rządzących ludzką aktywnością.
Mamy tu do czynienia z dwoma zagadnieniami - interwencjonizmem (co bardzo dobrze opisałeś) oraz przede wszystkim siłami działającymi przy nieskrępowanej gospodarce. Nie możemy przejść do krytyki interwencjonizmu zanim nie określimy stanu przed jego zastosowaniem. Wolny rynek, jak pisał Mises, nie jest punktem wyjścia ze względu na nasze przekonania - jest tak dlatego, że taki sposób badań jest jedyną rozsądną opcją. Dlatego spór czy na całkowicie wolnym rynku "pozwolić" działać wolnej bankowości, czy narzucić 100% rezerwy jest tak istotny. Bez tego nie można wyciągać dalszych wniosków. Jak już pisałem, od diagnozy zależy wyjście z danej sytuacji. Wiesz o tym, sam zakładasz, że teoria wolnej bankowości jest poprawna i na tej podstawie przedstawiasz krytykę interwencji państwa. Gdybyś był stuprocentowcem Twoja krytyka byłaby zupełnie inna.
Odpowiedz
Narzucanie rezerwy 100% w złocie to taki sam totalitaryzm jak narzucanie 100% brak rezerwy w złocie. Nie potrafimy żyć bez totalitaryzmu i socjalizmu. Nie mieści się w głowie świat gdzie na jednej ulicy jest firma działająca ze 100% pokryciem w złocie i inna gdzie jest 10% pokrycie w dziurawych skarpetach. Zawsze się znajda tacy co wiedzą lepiej. Jest ciągłe dążenie do znalezienia jednego rozwiązania, które jest najlepsze dla każdego, wszędzie i we wszystkich warunkach. Wszyscy, z którymi rozmawiam, są zdania, że tylko oni mają receptę na raj, a pozostali to takie matoły, że nie potrafią powiedzieć czy właśnie chcą pić czy siku. Wolność. To trudne jest jeżeli mamy dać wolność innym. Z własną wolnością nikt nie ma problemów.
Oczywiście ci oświeceni będą decydowali ile wolności i jakiej mogą mieć ci pozostali ciemni.
Dyskutujmy.
Żeby rynek działał to musi być nieskrępowany dostęp do rynku. Ze strony kupujących i ze strony sprzedających. Na takim rynku ścierają się prawdziwe preferencje uczestników handlu i wzajemny dobrobyt rośnie najszybciej jak to tylko możliwe w kontekście tego rynku. Jakiekolwiek regulacje powodują uprzywilejowanie jakiejś grupy uczestników handlu na danym rynku, wypaczanie parametrów rynku i pogorszenie jego funkcjonowania jako całości. Korzysta na tym tylko grupa uprzywilejowana.
Jeżeli odniesiemy to do systemu bankowego to wyglądało by to tak, że każdy kto chce, mógłby sprzedawać usługi bankowe bez jakichkolwiek warunków wstępnych oraz wszystkie transakcje rozliczane by były jak tego chcą uczestnicy transakcji. W marchwi, złocie, notach bankowych czy muszelkach.
Na takim rynku byłaby chciwość i strach przed utratą własności. Ludzie byliby ostrożni. Wielokrotnie by się zastanowili jak najlepiej przeprowadzić transakcje, które maja do przeprowadzenia. Wygrały by firmy, które potrafią dostarczyć efektywność i bezpieczeństwo w najkorzystniejszych proporcjach.
Ale to jest za proste. Zawsze coś trzeba majstrować. Koniecznie trzeba być mundry.
Odpowiedz
Świetnie napisane, zgadzam się w stu procentach. Jednak niektórym to nie wystarcza. Niektórym trzeba udowodnić, że wolność jest najlepszym wyjściem. Ok, nie ma problemu - mogę im mozolnie tłumaczyć. Szukając logicznych uzasadnień można odkryć całe piękno tej idei, można zobaczyć pełną harmonię między nauką jaką jest ekonomia a wolnością. Jest to często jedyny skuteczny sposób wyzbycia się starych przekonań i wpajanej nam fałszywej ideologii. Pozwala to zweryfikować swoje poglądy i poddać je próbie, jeżeli nasze badania będą rzetelne, wolne od wartościowania to wtedy i tylko wtedy ich zgodność z naszymi poglądami da nam pewność, że nie błądzimy.
Co do konkretów, to pozwolę sobie wrzucić swoje przemyślenia do głównego wątku, żeby nikt zainteresowany nie pominął okazji do rzucenia się na mnie, zapraszam Cię do wyrażenia opinii. :wink:
Odpowiedz
@Ultima thule "UWAGA !!!! Nie wiem, co tu się dzieje, ale jest jakiś wadliwy system komentarzy. Mój komentarz do Balcerka zapisywany był POWYŻEJ jego komentarza (inaczej się nie dało), a został umieszczony poniżej jego komentarza. Czytajcie więc z uwagą."
Komentarze działają prawidłowo. Odgórnie ustawiłem pięciostopniowe zagnieżdżanie komentarzy.
Pozdrawiam
Odpowiedz
W związku z moim poprzednim komentarzem do wypowiedzi totusa przyszła mi do głowy jedna myśl, tak trochę z innej beczki, nie wiem czy się z nią zgodzicie:
Wg mnie nie można na przykład krytykować dodruku pieniądza nie wychodząc poza ekonomię - często słychać głosy, że to w gruncie rzeczy kradzież itd.
Wychodząc z "mechanizmu" działania wolnego rynku musimy przyznać, że działanie takie nie jest niczym "złym" - należy krytykować tylko i wyłącznie monopol banku centralnego. Wg mnie wiele źle ukierunkowanej krytyki wynika właśnie z analizowania stanu zastanego.
Odpowiedz
Ok, racja: gdybyśmy mieli wolną bankowość, to teoretycznie można by się dodrukiem nie przejmować ...
.
Ale jest inna sprawa: gdyby jakiś bank określił, że jego pieniądze mają pokrycie w złocie, to musiałaby być jakaś możliwość kontroli i sankcji w razie niespełnienia tego wymogu.
.
Gdybyśmy mieli wolną bankowość, na pewno dyskusja o rezerwie obowiązkowej byłaby bezprzedmiotowa. Banki by jasno informowały, jaki jest u nich poziom tej rezerwy, a ludzie by sami podejmowali decyzję, czy wolą bank ryzykowny, ale dający im korzyści, czy bez ryzyka, ale kosztujący sporo ...
.
To tak, jak z pokojem: jest bardzo kosztowny ...
Odpowiedz
Nie widzisz świata bez policji i nadzorcy. Sam nie jesteś zdolny ocenić czy Twój kontrahent Cie oszukuje? Musisz mieś jakiegoś capo za plecami? Nie do wyobrażenia jest sytuacja, że ludzie w codziennych transakcjach zorientowaliby się, kto puszcza lewe kwity depozytowe. Działa to świetnie na rynku usług weterynaryjnych. Zobacz jak to funkcjonuje. Każdy pyta dookoła o doświadczenia klientów. To od strony klientów. A weterynarze wychodzą ze skóry by nie stracić zaufania.
Ale to za proste.
Musi być urząd. Musi być urzędnik, który powie, który bank jest dobry, a który zły i jakie są zasady działania. I musi być jakiś policjant, który by nad tymi nierozgarniętymi głąbami stał z pałą by nie rozłaziły się w szkodę.
Okropne
Odpowiedz
Mylisz się. Wolny Rynek nie tylko nie wyklucza silnego państwa, ale wręcz je ustanawia !!!
.
Rzecz w tym, że Wolny Rynek to silne wojsko, policja i sądownictwo, ale skierowane przeciwko PRZESTĘPCOM i ZŁODZIEJOM, a nie zwykłym ludziom.
.
Państwo nie powinno być silne w okradaniu jednej grupy na rzecz drugiej, ale powinno być bardzo silne w egzekwowaniu SPRAWIEDLIWOŚCI ...
Odpowiedz
Nie ma wolnego rynku bez wolności jednostki jako takiej. Nie można być wolnym tylko trochę. Albo jest się wolnym w życiu albo nie. Państwo w moim rozumieniu to lobby nacisku. Przymus, który stosuje mniejszość w stosunku do większości. Tu nie ma wolności. Tam gdzie jest państwo tam nie ma wolności. Tam gdzie nie ma wolności i wolnych ludzi tam nie ma wolnego rynku.
Wojsko. To ciekawe zagadnienie. Mógłbyś sobie wyobrazić jakąś wojnę. Jakakolwiek. Bez państwa, przymusowego naboru i podatków. Wyobrażasz sobie wojnę w Wietnamie bez podatków? Albo Irak? Czy Kuwejt? Czy ostatnio Afganistan? Byłby jakiś konflikt w Afganistanie gdyby nie państwowa prohibicja narkotyków? Sądzisz, ze znaleźliby się jacyś Amerykanie, którzy za własne pieniądze kupili by broń i amunicje i pojechali do Iraku. Albo może Francuzi za własne pieniądze wybraliby się na Rosję by pod Moskwa zabijać Rosjan? To w ogóle możliwe by były jakieś wojny bez podatków i państwa? Masz taką wyobraźnię?
Ale pewnie Ty masz jakąś inną definicje państwa i różnimy się co do definicji. Jaka jest Twoja definicja państwa? Są tam podatki? Jest w Twoim państwie taka sytuacja, że jedni ludzie zabierają siłą innym ludziom efekty ich pracy? To jest wolność? Tak rozumiesz wolny rynek?
W kodeksie taka sytuacja, gdy jedni przy pomocy przemocy zabierają pieniądze innym, nazywa się kradzież z rozbojem. Gdy robi to państwo to nazywa się podatki i postawa patriotyczna. Zwykłe zakłamanie i podwójna moralność. Taki teatr. Jak jacyś ludzie nie zapłacą podatków od swoich dochodów to nazywa się okradaniem państwa. Jak ty uciekniesz przed złodziejem to też go okradłeś?
Nikt z nas nie zna wolności bo nie był wolny ani przez chwilę swojego życia.
Odpowiedz
Kto określa co jest sprawiedliwe, a co nie? I dlaczego to jesteś Ty? Odpowiedz!
Odpowiedz
<i>"Ale jest inna sprawa: gdyby jakiś bank określił, że jego pieniądze mają pokrycie w złocie, to musiałaby być jakaś możliwość kontroli i sankcji w razie niespełnienia tego wymogu.</i>
Sankcji w razie niedotrzymania umowy tak, kontroli tylko pod warunkiem, że wyraziłby na to zgodę (co wcale nie jest nieprawdopodobne, taka zgoda banku byłaby dobrą reklamą, budowała zaufanie klientów) - w przeciwnym wypadku kontrola byłaby naruszeniem własności banku.
Odpowiedz
Wg mnie całą ideologię przymusowej rezerwy stuprocentowej można w łatwy sposób obalić opierając się na ekonomii dobrobytu Rothbarda. Ta teoria jest często krytykowana, jednak wg mnie jej krytyka (np. <a href="http://mises.pl/blog/2006/08/15/303/" rel="nofollow">krytyka dr Machaja</a>, postaram się opisać błędy w jego rozumowaniu gdy znajdę więcej czasu) jest bezpodstawna. Wg mnie ten temat jest podstawą do dalszych rozważań - jeśli teoria Rothbarda jest prawdziwa, to mamy proste rozstrzygnięcie sporu dotyczącego bankowość (oczywiście potem nic nie stoi na przeszkodzie w badaniu szczegółów działania systemów bankowych).
Odpowiedz
Jeżeli coś jest przymusowe to dlatego, że jest jakaś grupa ludzi, która nie robiłaby tego co jest przymusowe z własnej woli. Czyli oceniają tą przymusową czynność jako gorszą czyli pogarszającą ich dobrostan. Jeżeli dla części jest gorzej niż by mogło być, to dla całości też. Ogólny dobrobyt spadł. Nie byłoby dylematu z wszechobecną rezerwą 100% gdyby nie krnąbrna grupa klientów, która chce mieć pieniądze w banku który ma rezerwy na innym poziomie < 100%. Zabraniając im dostępu do tej usługi też pogarsza się ich dobrobyt. Tym bardziej dziwne jest to rozważanie, że ci, którzy widzą swoją szczęśliwość w rezerwie 100% nie byliby jej pozbawieni. Nie są również dziś. Mogą trzymać pieniądze w szufladzie, a gdy mają obawy o bezpieczeństwo zasobów mogą za ochronę zapłacić wynajmując skrytkę bankową. Oczywiste jest to, że na takie postawy ogromny wpływ ma gwarancja bezpieczeństwa wkładów, której udzielił rząd. Po co być ostrożnym i płacić za bezpieczeństwo kiedy można ryzykując, nie swoimi pieniędzmi zarobić na odsetkach.
Nie tu jest problem.
Problem jest w monopolu państwowym na rynku, który obsługuje tylko bank centralny i na krańcowo przereagowanym rynku usług bankowych. Faktycznie to "komercyjne" banki to tylko filie banku centralnego.
Szkoda energii, moim zdaniem, na próby przewidywania, które rozwiązanie byłyby dla rynku najlepsze. Lepiej, moim zdaniem, uruchomić rynek i się dowiedzieć. Ale trzeba uruchomić rynek.
Odpowiedz
Pamiętajmy jednakże o "dylemacie więźnia".
.
Przykładowo:\
budowa piramid w starożytnym Egipcie na pewno nie była niczym dobrym dla niewolników. Była to z pozoru absurdalna praca, wręcz symbol głupoty keynesizmu.
.
Ale:
Zauważmy, że dzięki piramidom osiągnięto efekt poprawy spójności i samoorganizacji społecznej. Umożliwiło to skuteczną ochronę przed wrogami zewnętrznymi oraz spowodowało, że łatwiej było realizować "arbitraż społeczny" (w razie sporu rację miał ten, kto władał piramidą. A takiej "oznaki władzy" nie dało się podrobić !
.
Tak więc musimy pamiętać, że rozwój społeczny nie jest LINIOWY, tylko uzależniony od wielu zmiennych dyskretnych.
.
Nie da się zrobić prostej sumy, że posiadanie przez milion ludzi po 1 złotówce, to to samo, co posiadanie przez jednego człowieka miliona zł. Tak to nie działa ...
.
Ekonomia to fascynująca i bardzo wyrafinowana nauka, i kto próbuje ją analizować "siekierą" (jak cymbał keynes), to skończy z tomahawkiem w plecach ...
Odpowiedz
PIRAMIDY:
.
Można by wręcz powiedzieć, że piramidy były swoistą "walutą" używaną do "kupowania" władzy.
.
Lepiej było ją mieć, niż nie mieć ...
Odpowiedz
<i>"Była to z pozoru absurdalna praca, wręcz symbol głupoty keynesizmu."</i>
Nie sądzę, żeby faraon budował piramidy, aby "napędzić gospodarkę" i "dać ludziom pracę" :wink:
<i>"Zauważmy, że dzięki piramidom osiągnięto efekt poprawy spójności i samoorganizacji społecznej."</i>
Zdajesz sobie chyba sprawę jaki był tego koszt? Środki na budowę piramid piramid nie wzięły się znikąd. Nie możesz przewidzieć jak wyglądałaby spójność i samoorganizacja społeczeństwa bez piramid. Pomijając to wartościujesz cele innych, zakładasz, że można dokonać międzyosobowych porównań użyteczności.
<i>"Umożliwiło to skuteczną ochronę przed wrogami zewnętrznymi oraz spowodowało, że łatwiej było realizować „arbitraż społeczny” (w razie sporu rację miał ten, kto władał piramidą. A takiej „oznaki władzy” nie dało się podrobić !"</i>
Ochronę kogo? Przede wszystkim państwa! Myślisz, że ludności robi różnicę kto ich wyzyskuje (czasem niektórym tak się wydaje - przy odpowiedniej propagandzie)? W systemie sądowniczym nie chodzi przecież o to by było ustalone z góry "kto ma rację", tylko kto ją ma naprawdę. Sam sobie zaprzeczasz krytykując Howdena za zdanie "prawda leży pośrodku" przerabiając je na zdanie "racja (prawda) leży po stronie silniejszego"
<i>"Nie da się zrobić prostej sumy, że posiadanie przez milion ludzi po 1 złotówce, to to samo, co posiadanie przez jednego człowieka miliona zł"</i>
Oczywiście, dlatego właśnie arbitralnie oceniana użyteczność nie może być podstawą istnienia społeczeństwa - czy to chodzi o bankowość, czy o istnienie państwa.
Odpowiedz
Ale gdyby nie było piramid, koszt (populacyjny, nie osobniczy) mógłby być większy. Tak to niestety jest, że rozwój społeczeństw nie kieruje się dobrem jednostki, tylko dobrem genów ...
Odpowiedz
Nie do końca rozumiem co masz na myśli pisząc "koszt populacji" czy też "dobro genów". Co rozumiesz przez "dobro społeczeństw"? Społeczeństwo czyli co? Jakiś niezależnie istniejący byt? Bardzo dużo niejasnych haseł rzuciłeś w dwóch zdaniach. Byłbym Ci wdzięczny, gdybyś mógł rozwinąć swoją wypowiedź.
Odpowiedz
Sprawa jest bardzo prosta: z punktu widzenia mrowiska nie jest ważne, ile mrówek zginie, tylko czy przeżyje populacja. Nawet, jeżeli przetrwa tylko królowa, to ona odbuduje całą populację. Jak przetrwa tysiąc mrówek, ale bez królowej, to cała populacja i tak zginie.
Oczywiście dla każdego z nas ważne jest przetrwanie osobnicze, ale z punktu widzenia genetyki ważniejsze jest przetrwanie populacji.
Jak to na nas wpływa ?
Otóż osobniki z cechami nie sprzyjającymi przetrwaniu populacji, a zbyt troszczący się o swoje osobnicze byty zmniejszają szanse populacji na przetrwanie, choć zwiększają swoje osobnicze szanse. Problem w tym, że jeżeli stary, bezpłodny mężczyzna zamiast ratować małego chłopca, sam siebie ratuje, a jego poświęca, to zmniejsza ogólne szanse przetrwania genów. Efekt: geny ludzi zbyt samolubnych, zbyt troszczących się o siebie samych nie przetrwają.
Ten mechanizm powoduje, że ludzie mają pewien poziom altruizmu i dbania o swoją najbliższą rodzinę.
Z kolei większy poziom dbania o populację, a nie o osobniczą wygodę powoduje, że dana grupa żyje w ogólnie lepszych warunkach, co w efekcie przekłada się na sukces osobniczy.
Ale sukces niestety nie tego konkretnego osobnika, który się poświęcił, tylko np. jego dzieci.
Tak to wygląda.
Jak więc widzisz, nie miałem na myśli "abstrakcyjnego bytu", lecz konkretny mechanizm biologiczny, który jest wręcz NAJPOTĘŻNIEJSZĄ SIŁĄ NATURY ...
Odpowiedz
A mrowisko ma punkt widzenia? Poza tym porównujesz mrowisko do społeczności ludzkiej? Na jakiej podstawie? Obserwacja zachowań zwierząt (w większości instynktownych i prymitywnych) to coś zupełnie innego niż rozważania nad działaniem człowieka.
Z tego co wiem to na liczebność populacji nie wpływa to <b>którzy</b> ludzie przeżyją (które plemię, naród). Na liczebność ludzi nie wpływa to kto wygra wojnę (upraszczając), tylko czy wojna jest czy jej nie ma. No chyba, że mówisz o "punkcie widzenia" danej grupy - ale chyba zdajesz sobie sprawę dlaczego <b>jednostki</b> łączą się w grupy - przynależność do grupy jest środkiem do osiągnięcia celów jednostki. Jednostka opuszcza grupę gdy uzna, że uczestnictwo nie jest dla niej korzystne - oczywiście może to zrobić gdy nie mamy do czynienia z przymusem (np. sekty, państwo).
<i>"Problem w tym, że jeżeli stary, bezpłodny mężczyzna zamiast ratować małego chłopca, sam siebie ratuje, a jego poświęca, to zmniejsza ogólne szanse przetrwania genów."</i> - od takiego gadania tylko krok do państwowej eugeniki, eutanazji, aborcji - to już było. Zmniejsza szanse przetrwania genów? A co powiesz na taki scenariusz - ten stary bezpłodny mężczyzna jest świetnym konstruktorem i zapobiega później zawaleniu się centrum handlowego - przykład równie wydumany jak Twój, nie da się powiedzieć co by było lepsze "z punktu widzenia populacji". Mamy tu do czynienia z decyzją człowieka - jeśli postanowi ratować chłopca lub ratować siebie to jego wybór będzie zgodny z jego skalą preferencji. Człowiek oprócz instynktu samozachowawczego ma także system wartości - czy chciałbyś zmusić tego człowieka do "poświęcenia" swojego życia? Gdybyś Ty był na miejscu - co byś zrobił?
Jeśli chodzi o "geny ludzi samolubnych", altruizm, "dbanie o najbliższą rodzinę" - każde działanie człowieka jest podyktowane chęcią zmniejszenia odczuwanego dyskomfortu - każde działanie jest z definicji "samolubne" - także działania "altruistyczne" - dla jednych ważna jest rodzina, dla drugich pieniądze, inni wolą sławę, pracę z chorymi dziećmi lub umartwianie się (wspomniane przez Ciebie "poświęcenie się dla rodziny" może być dla tego człowieka sukcesem). Gospodarka rynkowa doskonale pokazuje, że dobrowolne działania poszczególnych ludzi zmierzają do poprawy sytuacji ogółu, także wspomnianej przez Ciebie "populacji".
Populacja w znaczeniu o jakim Ty mówisz może być brana pod uwagę jedynie w odniesieniu do instynktownych zachowań zwierząt lub robotów. Ludzi można co najwyżej obserwować z "perspektywy" populacji, pamiętając, że takie badania są jałowe jeśli chodzi o poznanie zjawisk i mogą służyć jedynie w celach statystycznych. Możesz uratować populację żubrów w Puszczy Białowieskiej, ludziom możesz jedynie zaszkodzić.
Odpowiedz
Nie ma nic takiego jak społeczeństwo. posługujesz się nieistniejącymi bytami. Budujesz na tych wyimaginowanych bytach jakieś teorie. Ludzie często idą w tym samym kierunku ale najczęściej w innym celu i z innych powodów. Twoje społeczeństwo to jest zbiór jednostek. Każda z nich to osobny wszechświat. Te jednostki mają wole i cele. Gdy są razem to można je przestraszyć i zaczną uciekać ale najprawdopodobniej każda z nich będzie się bała z innego powodu i o co innego.
Nie daj się mamić. Nie ma społeczeństwa. Świadomość tego ma konsekwencje. Nie licz na nieistniejące byty. Pomóc ci mogą konkretni ludzie. Społeczeństwo Ci nie pomoże. I następna konsekwencja. Nic nie jesteś winien społeczeństwu. Wmawiają ci takie długi ludzie, którzy chcą Cie wykorzystać.
Odpowiedz
MYLISZ SIĘ !!!!!!!!!!!!!! I to TRAGICZNIE !!!!!!!!!!!
.
Błądzisz, jak MAŁE DZIECKO we mgle !!!!!!!!!!!!!!!
.
A oto MÓWIĘ, JAK JEST:
.
1. Poczytaj sobie powyżej moje podobne wyjaśnienia dla Kapitalnego.
2. Ja nie mam na myśli "abstrakcyjnego bytu", tylko ZALEŻNOŚCI GENETYCZNE pomiędzy populacjami !!!
Dbanie o interes grupy to imperatyw każdego człowieka z tego powodu, że ci, którzy nie mieli tego imperatywu doprowadzili swoje grupy (i tym samym swoje geny) do WYGINIĘCIA ...
Czy teraz JASNE !?!?!?
Odpowiedz
Dbanie o interes grupy nie jest żadnym imperatywem. Grupa to tylko środek do osiągnięcia celu a nie cel sam w sobie! Jeśli działania grupy są zgodne z naszymi celami to nikogo nie trzeba przymuszać do jej wspierania. Stawianie dobra grupy jako celu nadrzędnego doprowadziło do największych zbrodni w dziejach ludzkości - dla narodu, kasty czy rasy ludzie byli skłonni masowo mordować innych - co nawet z punktu widzenia gatunku nie jest "zbyt korzystne".
Próbujesz z "zależności genetycznych" zrobić filozofię działania - zastąpić ekonomię biologią. Zapominasz, że są to dwa odrębne mechanizmy - genetyka decyduje o "ramach" w jakich podejmujemy decyzje, wpływa na nasze wybory, ograniczenia jakie posiadamy i instynkty, które nami kierują - jest to nieświadoma strona naszej egzystencji, niezależna od nas. Sugerujesz jakoby maksymalizacja dobrobytu mogła stać w sprzeczności z przetrwaniem gatunku.
Odpowiedz
Piramidy umożliwiły ochronę przed wrogiem zewnętrznym ? Znaczy się Egipcjanie zamykali się w tych piramidach jak wróg ich atakował czy jak ?
A czy nasz wspaniały stadion narodowy również poprawił spójność Polaków i się nas boją ? NATO nam niepotrzebne bo w razie czego uciekniemy na stadion.
Bardzo oryginalna koncepcja :lol:
Odpowiedz
PIRAMIDY.
.
Nie rozumiesz kompletnie znaczenie symboliki w procesach PAŃSTWO-TWÓRCZYCH ...
.
Tworzenie się państw to był długi proces i wymagał:
- uzgodnienia pojęć
- uzgodnienia języka
- uzgodnienia wierzeń
- utworzenia infrastruktury wytwórczej
- utworzenia infrastruktury transportowej
- utworzenia infrastruktury prawnej
Temu wszystkiemu sprzyjały:
- położeniu centrum władzy na wysokości (np. Wawel)
- TRWAŁOŚĆ centrum władzy (kamień, a nie drewno czy ziemia)
- OGROM (pokazanie nadludzkich możliwości władcy)
Te warunki doskonale spełniały piramidy i inne wielkie budowle starożytności.
Tak więc Egipcjanie nie "zamykali się w piramidach", lecz mieli poczucie OPIEKI BÓSTW i czuli się SILNI oraz RESPEKTOWALI WŁADZĘ. Z kolei ta władza, dzięki nadwyżkom żywności mogła wykorzystywać (przemocą) miejscową ludność do budowania dalszych budowli, systemów obronnych, irygacyjnych itp., co znowu zwiększało siłę tego narodu/społeczności.
W efekcie śmierć tysięcy niewolników budujących piramidy przyczyniła się do lepszych warunków życia ich dzieci.
Tak to niestety wygląda: poświęcenie osobnicze może być przydatne dla przetrwania puli genetycznej.
p.s. BASEN NARODOWY.
Ta budowla już spowodowała ogromny wpływ choćby na polską branżę kabaretową.
Odpowiedz
Zakładanie "centrum władzy" [bardziej zrozumiale" zamków] na wysokości wynikało z prozaicznej kwestii: lepszych warunków obronnych. Z czasem ta funkcja straciła na znaczeniu. Obecnie siedziby rządów nie są usytuowane w wysokościowcach.
W ogóle piramidy do tego wszystkiego mają się jak pięść do nosa. Państwo egipskie istniało długo wcześnie niż powstały piramidy, a centralizacja władzy też nie miała z nimi nic wspólnego. Egipcjanie wielokrotnie przegrywali wojny pomimo istnienia piramid, a koniec końców stali się prowincją rzymską; a Rzym piramid nie posiadał.
Wniosek z tego zatem jest prosty: piramidy [poza zaspokojeniem pewnych megalomańskich skłonności paru idiotów] przyczyniły się walnie do upadku Egiptu [zmarnowano ogromne środki na wybudowanie grobowców].
Jedyny pozytywny efekt: turyści, którzy płacą żeby zobaczyć kupę starych kamieni.
Odpowiedz
Pierwsza część Twojego wpisu dotyczy powstawania społeczeństwa, narodu, cywilizacji - nie państwa.
Czynniki przez Ciebie wymienione, rzekomo temu sprzyjające dotyczą jedynie utrwalenia władzy państwa. Państwo niszczy cywilizację, im bardziej ingeruje w życie obywateli tym bardziej niszczy więzi społeczne.
<i>"W efekcie śmierć tysięcy niewolników budujących piramidy przyczyniła się do lepszych warunków życia ich dzieci."</i> - straszne rzeczy opowiadasz. W ogóle nie bierzesz pod uwagę alternatywnego scenariusza - gdy mieszkańcy są wolni, pracują i tworzą bogactwo dobrowolnie. Społeczeństwo nie może zyskać gdy tracą jednostki - rozważany przez Ciebie przypadek to przykład "cofania się aby pójść do przodu - dwa kroki w tył, trzy kroki do przodu".
Odpowiedz
Robisz ukryte założenie, że akwedukty, nadwyżki jedzenia czy chwała władcy są dla ludzi ważniejsze niż np. poczucie bezpieczeństwa, więzi rodzinne, odpoczynek itp.
Wszystkie błędy w Twoim rozumowaniu sprowadzają się do jednego - błędnie zakładasz, że wiesz co dla innych jest najlepsze. Powtarzam po raz kolejny: jedynie dobrowolne interakcje między ludźmi maksymalizują szeroko rozumiany dobrobyt (materialny, duchowy, itp.) całego społeczeństwa.
Odpowiedz
mylisz się OKRUTNIE ...
Oto przykład (teoretycznie MOŻLIWY):
Mamy łódź ściganą przez tubylców w dżungli afrykańskiej. Na łodzi są dwie kobiety w ciąży i kilku mężczyzn.
Biorąc pod uwagę, że kobiety są najsłabsze, to mężczyźnie wyrzucają je, one giną, ale mężczyźni się ratują.
Jednakże nie mając kobiet nie mogą się rozmnażać i w końcu starzeją się i umierają bezpotomnie.
W drugiej wersji dwóch silniejszych mężczyzn wyrzuca dwóch słabszych, uciekają z kobietami, te rodzą dzieci, a potem rodzą następne i populacja się rozwija.
Ta więc różne działania mają różne skutki.
Z punktu widzenia wyrzuconych osób nie ma znaczenia, co się później stało.
Ale z punktu widzenia genetyki - różnica jest FUNDAMENTALNA ...
Tu nie chodzi o to, że ja "lepiej wiem, co dla ludzi jest dobre". Tu chodzi jedynie o OBSERWACJĘ OBIEKTYWNYCH PROCESÓW i ich OCENĘ pod kątem przetrwania ...
Odpowiedz
Twój przykład dotyczy sytuacji która jest skutkiem złamania zasady dobrowolnych interakcji - pomijasz tu relację tubylcy-uciekinierzy. Mamy tu do czynienia z sytuacją gdzie najlepsze rozwiązanie (brak pościgu) jest niedostępne.
I znowu - patrząc na to co się stanie z gatunkiem nie możemy powiedzieć czy "najlepszym rozwiązaniem" nie byłoby schwytanie wszystkich uciekinierów przez tubylców. Zastanawiasz się nad rozwiązaniem nie widząc, że ta sytuacja jest <b>skutkiem agresji</b> i to właśnie tą agresję trzeba zwalczać.
Przypuśćmy jednak, że nie mamy tu do czynienia z tylko z ludźmi, np. uciekinierów ścigają lwy - teraz przykład ma jakiś sens dla Twoich rozważań. Ale znowu - jeśli wychodzimy już poza ekonomię to rozważając taką sytuację nie możemy pominąć selekcji pomiędzy gatunkami.
Ewolucja, procesy genetyczne nie polegają na tym, że występuje dążenie do czegokolwiek, jak sugerujesz. Ewolucja mówi nam o tym, że geny są <b>odwzorowaniem przeszłych wydarzeń</b>, nic ponadto. Nie mówi nam kto powinien przetrwać, który gatunek, która cywilizacja. Geny są biernym nośnikiem informacji. Na tym polega selekcja naturalna - mówiąc kolokwialnie przetrwają te geny, które przetrwają. Zastanów się proszę zanim po raz kolejny napiszesz coś o "punkcie widzenia genów".
Odpowiedz