Autor: Łukasz Jasiński
Wersja PDF
Artykuł ukazał się pierwotnie w: Eryda 1(3)/2016 „Współczesny liberalizm i jego krytyka”
- Wstęp
Chociaż, współcześnie, istnienie publicznych systemów ochrony zdrowia wydaje się czymś oczywistym i nie podlegającym dyskusji, to bieżące i przyszłe problemy, przed jakimi te systemy stoją, należy uznać za główny powód toczącej się dyskusji co do możliwości poprawy ich funkcjonowania. Wśród wielu modeli publicznych systemów ochrony zdrowia w krajach Unii Europejskiej upowszechniły się głównie dwa: Bismarckowski oraz Beveridge’a[1]. Podział ten jest jednak umowny i sprowadza się do różnic w sposobie finansowania opieki medycznej. W pierwszym modelu głównym źródłem finansowania są składki ubezpieczeniowe, natomiast w drugim podatki. Dekady funkcjonowania publicznych systemów ochrony zdrowia w krajach europejskich spowodowały, że w ich społeczeństwach upowszechniło się myślenie o systemie ochrony zdrowia w kategoriach ubezpieczenia. Podobnie jest w Polsce, gdzie przeciętnemu Polakowi trudno sobie wyobrazić, że dostęp do usług medycznych może być trwale finansowany ze źródeł prywatnych i niekoniecznie w formie ubezpieczenia.
Utożsamianie dostępu do usług medycznych z posiadaniem ubezpieczenia jest jednym z powodów pojawiania się propozycji zmian kształtu systemu ochrony zdrowia w Polsce. Takie rozwiązania wdrożono na większą skalę między innymi w Holandii i Szwajcarii. Jednak implementacja prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych w ramy publicznego systemu spowodowała szereg zmian w ich funkcjonowaniu i w efekcie upodobniła je do ubezpieczeń społecznych. Widać to chociażby po klasyfikacji źródeł wydatków na opiekę zdrowotną. OECD interpretuje finansowanie dostępu do usług medycznych w Holandii przez prywatnych ubezpieczycieli jako wydatki na opiekę społeczną (social security), które stanowią 80% wszystkich wydatków. Z kolei prywatne ubezpieczenia zdrowotne (private insurance) odpowiadają za jedynie 6% takich wydatków. Podobnie jest w Szwajcarii, gdzie prywatne ubezpieczenia funkcjonujące w systemie bazowym również traktowane są jako forma opieki społecznej mająca 47% udziału w finansowaniu dostępu do usług medycznych (19% stanowią wydatki rządowe — general government). Natomiast prywatne ubezpieczenia zdrowotne podlegające mniejszym regulacjom mają jedynie 7% udziału[2]. Z tego powodu można mieć wątpliwości co do długoterminowej skuteczności stosowania takich rozwiązań. Prywatne ubezpieczenia zdrowotne funkcjonujące na zasadach i w ramach publicznych systemów jedynie powielają ich nieefektywność. Nie ma także podstaw do traktowania ich jako rozwiązania rynkowe jak to się czasami przedstawia.
Celem niniejszego opracowania jest zaprezentowanie możliwych rynkowych rozwiązań organizacji i finansowania systemu ochrony zdrowia bez udziału państwa. Za punkt wyjścia należy przyjąć instytucję ubezpieczenia, która przez wielu jest traktowana jako forma dostępu do usług medycznych. Już na początku należy zatem wskazać, że ubezpieczenie jest (a w zasadzie może być) nie tyle formą dostępu, co formą finansowania dostępu do takich usług. Jest to dosyć istotna różnica, a świadomość tego faktu pozwoli na lepsze zrozumienie i zaakceptowanie innych, alternatywnych rozwiązań. Dlatego największa uwaga zostanie poświęcona instytucji ubezpieczenia w celu zrozumieniu zasad jej funkcjonowania oraz poznania ograniczeń w zaspokajaniu potrzeb zdrowotnych społeczeństwa.
- Ubezpieczenie jako instytucja rynkowa
Pomimo funkcjonowania publicznych systemów zdrowotnych czy szerzej systemu ubezpieczeń społecznych w Europie i na świecie należy podkreślić, że instytucja ubezpieczenia powstała i rozwinęła się w warunkach rynkowych. Chociaż często w literaturze przedmiotu podaje się jako przykłady pierwszych ubezpieczeń umowy pomiędzy kupcami, którzy umawiali się na wspólne pokrywanie szkód wynikłych na skutek rozbicia się lub rabunku statków[3], to działania takie miały bardziej formę zakładu niż prawdziwego ubezpieczenia. Rozwój rynku ubezpieczeń, jaki znamy dzisiaj, jest nieodłącznie związany z rozwojem matematyki, który umożliwił przedstawienie prawdopodobieństwa za pomocą symboli matematycznych, czyli rachunku prawdopodobieństwa. Ułatwia to ubezpieczycielom dokonanie kalkulacji ekonomicznej i prowadzenie działalności ubezpieczeniowej. Należy zaznaczyć, że kalkulacja ekonomiczna jest głównym narzędziem planowania i działania w warunkach społeczeństwa wolnej przedsiębiorczości kierowanej oraz kontrolowanej przez rynek i jego ceny. Pojawiła się w tym systemie i była stopniowo ulepszana wraz z udoskonalaniem mechanizmu rynkowego oraz powiększaniem ilości rzeczy, które obejmuje sprzedaż za pieniądze. To właśnie kalkulacja ekonomiczna zdecydowała o tym, że mierzenie i obliczanie decydują i odgrywają taką rolę w naszej cywilizacji opartej na ilości i liczeniu[4].
Drugim istotnym warunkiem niezbędnym dla powstania instytucji ubezpieczenia jest jego grupowy charakter. Ubezpieczenie, zarówno w formie komercyjnej, jak i oparte na zasadzie wzajemności, wymaga, żeby obejmowało całą klasę lub grupę osób, którą można za taką klasę uznać[5]. Przykładowo, nawet jeśli ubezpieczyciel dysponuje dokładnymi danymi na temat umieralności danej populacji (np. liczącej milion osób), ale chętna do ubezpieczenia będzie tylko jedna osoba, wówczas umowa taka będzie miała bardziej formę hazardu niż ubezpieczenia. Można także zauważyć, że dla pozostałych osób brak ubezpieczenia wcale nie musi stanowić problemu. Mogą one podjąć inne kroki w celu zabezpieczenia finansowego swojej rodziny na skutek ich śmierci np. zwiększając oszczędności. Ubezpieczenia nie należy zatem traktować jako jedynej formy zabezpieczenia finansowego na wypadek wystąpienia określonych zdarzeń. Trzeba także zwrócić uwagę na fakt, że chociaż nie można wprawdzie przewidzieć daty śmierci konkretnej osoby, to aktuariusze potrafią obliczyć ze zdumiewającą precyzją (…) prawdopodobną średnią życia dużych grup jednostek[6].
Pomimo że możliwe jest oszacowanie średniej długości życia danej populacji, nie oznacza to, że każda jednostka, o której można powiedzieć, że należy do grupy, dla której średnia przewidywana długość życia wynosi przykładowo 70 lat, będzie żyła dokładnie 70 lat. Oznacza to, że ubezpieczyciel, ustalając wysokość składki ubezpieczeniowej dla potencjalnego ubezpieczonego, musi przeanalizować więcej danych (np. wagę, wykonywany zawód, występowanie chorób przewlekłych), aby móc ustalić składkę na odpowiednim poziomie lub w ogóle objąć taką osobę ochroną ubezpieczeniową. Warto nadmienić, że w ubezpieczeniach komercyjnych obowiązuje tak zwana zasada sprawiedliwości — składka należna jest opłacana proporcjonalnie do własnego ryzyka[7]. Jednak stwierdzenie „własne ryzyko” nie oznacza, że ubezpieczyciel jest w stanie oszacować dokładną liczbę lat, jaką przeżyje dana jednostka, i na tej podstawie ustalić wysokość składki, tylko zakwalifikowanie jej do określonej grupy ryzyka. Możemy wyróżnić dwie kategorie ryzyk ubezpieczeniowych: ryzyka standardowe, które w ocenie ubezpieczyciela nie powodują zwyżki składki, oraz ryzyka substandardowe oznaczające podwyższoną składkę[8]. Należy zaznaczyć, że to, jakie czynniki będą powodowały zwyżkę składki bądź nie, zależy od konkretnego ubezpieczyciela i nie występuje tutaj jeden ogólny wzorzec interpretacji i klasyfikacji danych ryzyk jako standardowych lub substandarodwych. Przykładowo, jeden ubezpieczyciel może uznać, że palenie ponad trzech papierosów dziennie powoduje zwyżkę składki o 20%, natomiast inny ubezpieczyciel może stosować zwyżkę dopiero od piątego papierosa.
Warto pamiętać, że takie działania towarzystw ubezpieczeniowych wynikają z stosowania zasady sprawiedliwości oraz chęci ograniczenia tak zwanej pokusy nadużycia (moral hazard) oznaczającej sytuację, w której osoby ubezpieczone są skłonne do zachowań bardziej ryzykownych niż osoby nieubezpieczone, wiedząc, że to ubezpieczyciel poniesie koszty ich ryzykownych zachowań[9]. Co więcej, wskazuje się, że problem pokusy nadużycia występuje we wszystkich rodzajach ubezpieczenia i stanowi coraz większe zagrożenie dla całego obrotu ubezpieczeniowego. Na przykład szacuje się, że w Stanach Zjednoczonych aż 20% pożarów ubezpieczonych budynków, to wynik podpaleń w celu wyłudzenia odszkodowania ubezpieczeniowego[10]. W sensie ekonomicznym zjawisko pokusy nadużycia powoduje nie tylko straty u ubezpieczycieli, ale także wśród uczciwych klientów. Dzieje się tak z powodu podwyższania składek przez ubezpieczycieli, co jest reakcją na większa liczbę wypłacanych odszkodowań. Ograniczenia i wyłączenia przez nich stosowane są więc pewną formą ochrony interesu pozostałych ubezpieczonych i tym samym ich własnej działalności.
- Ubezpieczenie a konsumpcja
W przypadku ubezpieczeń zdrowotnych można wyróżnić jeszcze jedno niepożądane zjawisko zwane spiralą śmierci. Aby je wyjaśnić, należy w pierwszej kolejności zrozumieć proces kształtowania się cen rynkowych, w tym cen produktów ubezpieczeniowych. Cenę rynkową można definiować jako relację dobrowolnej wymiany dwóch dóbr, z których jedno jest pieniądzem. Sam akt wymiany między dwiema stronami jest dokonywany ze względu na fakt, że każda ze stron dobrowolnej transakcji odwrotnie wartościuje dobra lub usługi będące jej przedmiotem[11]. Wartość jest nadawana konkretnym dobrom przez uczestników wymiany i ma charakter subiektywny oraz niemierzalny. Można założyć, że im bardziej dane dobro jest pożądane przez daną osobę, tym wyższą cenę może ona za nie zapłacić. Ceny nie należy jednak traktować jako miernika wartości, stanowi ona bowiem jedynie informację na temat dokonanej transakcji w przeszłości. Co warte podkreślenia, o cenie nie decydują koszty wytworzenia danego dobra. Koszty nie wpływają na ceny. To cena wpływa na koszty. Dobra produkcyjne uzyskują wartość (i cenę) tylko dlatego, że służą do produkcji dóbr finalnych (konsumpcyjnych), które są pożądane przez konsumentów. Przedsiębiorcy starają się zatrudniać poszczególne czynniki produkcji i tym samym ponosić koszty tylko dlatego, że konsument kupi ich produkty po odpowiedniej cenie, to znaczy po cenie umożliwiającej przedsiębiorcom pokrycie kosztów oraz osiągnięcie zakładanego zysku — ostatecznego celu ich działalności. Można zatem stwierdzić, że ceny dóbr konsumpcyjnych są pochodną preferencji konsumentów, którzy gotowi są je zakupić[12].
Proces ten ma swój szczególny wymiar w przypadku ubezpieczeń zdrowotnych. Jak już wspomniano wcześniej, jednym z warunków powstania ubezpieczenia jest jego grupowy charakter. Im większa jest grupa ubezpieczonych, tym łatwiej przewidzieć potencjalną liczbę zdarzeń ubezpieczeniowych (chorób i wypadków). Jednak składki, jakie opłacają poszczególni ubezpieczeni, nie muszą i zazwyczaj nie są sobie równe, jak ma to miejsce w przypadku publicznego systemu ochrony zdrowia. Nie należy zatem oczekiwać, że wysokość składki dla osoby młodej i zdrowej będzie taka sama jak w przypadku kogoś starszego i chorego. Wynika to w głównej mierze z faktu, że osoby młode statystycznie nie chorują tak często jak starsi ubezpieczeni. Zatem skoro prawdopodobieństwo ich zachorowania, a więc konsumpcji ubezpieczenia i usług medycznych, jest relatywnie niskie, to nie ma powodu, aby płacili oni więcej niż są w stanie skonsumować. Ponadto, gdyby ubezpieczyciel postąpił inaczej i podwyższył składki, musiałby się liczyć z odejściem części klientów. Sytuacja taka sprawiłaby, że w portfelu ubezpieczyciela zostałoby więcej ryzyk substandardowych, a więc o wyższym prawdopodobieństwie wystąpienia zdarzenia ubezpieczeniowego. Pojawienie się dysproporcji pomiędzy ryzykami standardowymi a substandardowymi (co jest skutkiem wcześniejszej decyzji ubezpieczyciela o podwyższeniu składek części ubezpieczonym) powoduje, że rośnie udział kosztów, ponieważ brakuje części wpływów ze składek ubezpieczonych, którzy odeszli. Taka sytuacja zmusza ubezpieczyciela do ponownego podwyższenia składek w celu pokrycia części kosztów. Jednak ponowna podwyżka składek powoduje odejście kolejnych ubezpieczonych i sytuacja się powtarza. Ta prawidłowość określana jest właśnie mianem spirali śmierci. Zazwyczaj ubezpieczyciel szybko orientuje się, że popełnił błąd i przywraca poprzednie wysokości składek.
Sytuacja wygląda jednak inaczej, gdy państwowe regulacje nakazują ubezpieczycielom na podejmowanie działań, których w warunkach rynkowych nawet by nie rozważali. Do takich regulacji możemy zaliczyć np. obowiązek przyjmowania do ubezpieczenia osób z wcześniej występującymi chorobami lub zakaz różnicowania składek w oparciu o płeć. Sytuacja taka miała miejsce wraz z wejściem w życie w 2014 r. Patient Protection and Affordable Care Act (PPACA) w Stanach Zjednoczonych znanego powszechnie również jako Obamacare[13]. Założeniem reformy miało być umożliwienie dostępu do usług medycznych osobom ubogim, jednak skutki wprowadzonych zmian są całkowicie odwrotne od założeń. Obowiązek przyjmowania wszystkich do ubezpieczenia spowodował wzrost kosztów, co przełożyło się na zwyżkę składek nawet o ponad 50%[14] i nie jest to koniec planowanych podwyżek. Część Amerykanów uznała, że płacone składki są dla nich zbyt wysokie[15] i zrezygnowała z ubezpieczenia pomimo wzrostu wysokości kar pieniężnych za jego nie posiadanie[16]. Sytuacja taka nie powinna dziwić, zwłaszcza, że zanim pojawiła się reforma PPACA, w Stanach Zjednoczonych zaledwie 10% ludności konsumowało prawie 75% wydatków zdrowotnych. Z kolei osoby najbardziej tego potrzebujące, stanowiące 2% ludności, ogółem wykorzystują aż 41% wydatków zdrowotnych[17]. Podobnie jest w Polsce, gdzie dane Narodowego Funduszu Zdrowia dotyczące rozkładu wydawania środków pokazują, że 5 proc. ubezpieczonych konsumuje prawie 60 proc. dostępnych środków, a tylko 75 proc. ubezpieczonych w ogóle korzysta realnie ze świadczeń[18].
Innym niekorzystnym skutkiem wprowadzenia PPACA jest wzrost zadłużenia Stanów Zjednoczonych. Szacuje się, że przez najbliższe dziesięć lat z samego tytułu PPACA dług publiczny powiększy się o około 1,4 biliona dolarów[19], a jego poziom z 2015 r. to ponad 18 bilionów dolarów co odpowiada 102,6% PKB[20].
Na tej podstawie należy stwierdzić, że ubezpieczenie zdrowotne jest specyficzną formą konsumpcji usług medycznych, a w zasadzie pewną (ale nie jedyną) formą jej finansowania. Przykładowo, jeśli grupa tysiąca osób posiada ubezpieczenie na wypadek pewnej choroby, której prawdopodobieństwo wystąpienia wynosi 0,1%, a więc jedna osoba na tysiąc (ale nie wiadomo która konkretnie) może na nią zachorować, można wówczas założyć, że składka ustalona byłaby ma relatywnie niskim poziomie. Chociaż technicznie ubezpieczonych jest tysiąc osób to jednak z ekonomicznego punktu widzenia jest to już tylko jedna osoba. Gdyby chorować zaczęło kilka lub kilkanaście osób, ubezpieczyciel przykładowo mógłby podnieść składki lub ograniczyć zakres ubezpieczenia. Podobna sytuacja miałaby miejsce, jeśli do takiego ubezpieczenia przystąpiłaby osoba już chora. Powyższe dane wskazują, że nawet niewielka grupa ubezpieczonych jest w stanie wygenerować większość kosztów, których pozostała część wcale nie musi zaakceptować. W skrajnych przypadkach może się to skończyć wystąpieniem spirali śmierci.
Zamiast więc tworzyć nieskuteczne programy ubezpieczeniowe obiecujące społeczeństwu uwolnienie go od widma wielkich wydatków zdrowotnych, należy zrozumieć, że kiedy ludzie zaczynają konsumować usługi medyczne, to mimo iż zgromadzonych środków wystarcza dla relatywnie niewielkiej (chociaż bardzo potrzebującej) grupy osób, odbywa się to kosztem pozostałej części społeczeństwa (także potrzebującego dostępu do usług medycznych) i w dłuższym terminie ma niekorzystne społeczno-ekonomiczne konsekwencje. Trudno w takim wypadku mówić o zachowaniu optimum pareto. System ochrony zdrowia może zostać zorganizowany inaczej.
- Rynek jako organizator systemu ochrony zdrowia
Państwowy interwencjonizm w systemie ochrony zdrowia należy uznać za główną barierę dla rozwoju alternatywnych form finansowania dostępu do usług medycznych. Rynek w przeciwieństwie do publicznego systemu nie wykreowałby tylko jednej instytucji zaspokajającej potrzeby zdrowotne społeczeństwa, lecz doprowadziłby do rozwoju wielu rozwiązań w tym zakresie np. ubezpieczeń zdrowotnych (indywidualnych i grupowych), abonamentów medycznych, płatności bezpośrednich, towarzystw ubezpieczeń wzajemnych czy działalności charytatywnej, rozwiązania być może najbardziej niedocenianego i mającego ogromny potencjał rozwoju.
Rynek charakteryzuje się rozwojem przedsiębiorczości, która odpowiada za odkrywanie możliwości nowych i lepszych metod zaspokajania potrzeb społeczeństwa. Nawet częściowe zniesienie ograniczeń fiskalnych i prawnych dla przedsiębiorczości spowodowałoby jej dynamiczny rozwój. Z drugiej strony, jak wskazuje J. Huerta De Soto: „jeśli z jakiegokolwiek powodu ogranicza się lub zamyka możliwości podejmowania przedsiębiorczych działań w jakimś obszarze życia społecznego (stosując prawne albo instytucjonalne restrykcje), to ludzie nie będą nawet wyobrażać sobie możliwości osiągania jakichkolwiek celów w tym obszarze. Nieosiągalny cel nie będzie działał jako bodziec i w związku z tym działający podmiot nie będzie odbierał ani szukał żadnych praktycznych informacji związanych z osiągnięciem celu. Co więcej, ludzie działający w tych warunkach nie będą świadomi ogromnej wartości i wielkiej liczby celów, które nie zostaną osiągnięte wskutek zastosowania instytucjonalnych restrykcji”[21].
Ponadto to konkretna jednostka jest podmiotem posiadającym największą wiedzę o swoich potrzebach i dlatego należy jej umożliwić ich zaspokajanie według jego własnego uznania. Prawa do opieki zdrowotnej nie należy także interpretować jako obowiązku zaspokajania każdej potrzeby jednostki przez innych, ale jako prawo danej osoby do podjęcia działań niezbędnych do zaspokojenia jego potrzeb zdrowotnych, co na rynku sprowadza się do zakupu odpowiednich usług od chętnych dostawców[22]. Sytuacja taka oznacza zatem, że każda osoba powinna na własny rachunek wybrać i opłacać najbardziej dla niej odpowiedni system obsługi medycznej, porównując ekonomiczne koszty każdej możliwości i podejmując decyzję zgodnie z jej osobistymi okolicznościami i szacunkami[23].
Należy zaznaczyć raz jeszcze, że ubezpieczenie jest specyficzną formą (finansowania) konsumpcji usług medycznych, ale ubezpieczenia społeczne funkcjonują na innych zasadach niż ubezpieczenia komercyjne. W przypadku rynkowego systemu ochrony zdrowia środków na opiekę medyczną nie będzie brakować, można założyć, że będzie ich w zasadzie tyle samo ile jest teraz, zmieni się jednak sposób ich wydatkowania. Nie jest także prawdziwe stwierdzenie, że najbiedniejszych nie będzie stać na podstawową opiekę medyczną. Wręcz przeciwnie, z jednej strony będą oni dysponowali większą ilością środków, ze względu na niższe podatki, a konkurencja pomiędzy przedsiębiorcami o klienta spowoduje spadek cen[24]. Z drugiej strony pozostała część społeczeństwa będzie dysponowała jeszcze większymi środkami niż obecnie, co pozytywnie wpłynie na rozwój między innymi działalności charytatywnej, która cieszy się stale rosnącą popularnością, a zwłaszcza internetowe serwisy organizujące zbiórki na kosztowne leczenia za granicą. Powołując się na M. N. Rothbarda można zatem stwierdzić, że „istnieje już dobrze znana instytucja, która w każdym wolnym społeczeństwie jest dostarczycielką powszechnego dostępu do wszelkich możliwych dóbr i usług — i to nie tyko edukacji, odżywiania czy ochrony zdrowia. Tą instytucją nie jest bon edukacyjny czy Clintonowski dowód osobisty, lecz coś co nazywamy dolarem. Nie dość, że dolary zapewniają uniwersalny dostęp do wszystkich dóbr i usług, to jeszcze czynią to ograniczając się wyłącznie do wypełniania woli swoich dysponentów. Każdy inny środek — bon, karta zdrowotna czy kartki żywnościowe — jest przymusem, despotycznie pozbawiającym podatników pieniędzy w nieskuteczny, egalitarystyczny sposób”[25].
Na zakończenie należy wskazać, że rynek nie jest instytucją, która wyzyskuje niewinnych ludzi w celu osiągnięcia zysku, a rolą państwa jest ograniczanie jego zapędów. Rynek to codzienne akty dobrowolnej wymiany pomiędzy ludźmi dokonywane w celu zaspokajania ich potrzeb. Rynek to ludzie, którzy go tworzą. Ograniczanie rynku to nic innego jak ograniczanie dążeń ludzi do poprawy swojego bytu. Co więcej warto zaznaczyć, że rynku nie należy utożsamiać z instytucją, która jest w stanie w idealny sposób zaspokajać potrzeby człowieka. Jak twierdzi S. Ikeda „idealny system gospodarczy to nie ten, w którym nikt nigdy nie popełnia błędów, ale ten, w którym popełniane przez ludzi pomyłki są naprawiane najefektywniej, jak to tylko możliwe. Konkurencja na wolnym rynku pozwala ocenić, czy koszty są zbyt duże, czy zbyt małe, wypatrywać okazji do obniżenia cen lub zwiększenia zysków, a także zrezygnować z nowej metody konsumpcji lub produkcji. Wolny rynek nie jest idealny, dlatego że zawsze działa perfekcyjnie, ale dlatego, że lepiej niż jakikolwiek znany system koryguje popełniane błędy”[26].
- Wnioski
Rynkowy system ochrony zdrowia nie tworzy nadrzędnych instytucji zapewniających dostęp do usług medycznych, do których swoje działania muszą dostosować jednostki. To kształt i funkcjonowanie rozwiązań rynkowych jest determinowane przez decyzje pojedynczych członków społeczeństwa w zakresie ich zdrowia. Cechą charakterystyczną dla rozwiązań rynkowych jest to, że nawet najbardziej egoistyczne jednostki mogą zrealizować swoje cele jedynie poprzez współpracę społeczną. Dostarczanie dóbr i usług najbardziej pożądanych przez konsumentów jest głównym warunkiem osiągnięcia zysku. Nie ma innej możliwości. Z kolei ograniczone możliwości rozwiązań ubezpieczeniowych skłaniają do bardziej racjonalnych zachowań, np. do prowadzenia zdrowego trybu życia itp.
Co więcej taki system wymaga ograniczenia działalności państwa nie tylko w sferze ochrony zdrowia, ale także w pozostałych obszarach. Trudno bowiem zakładać rozwój prywatnego systemu ochrony zdrowia, jeśli państwo planuje zwiększyć podatki, np. w celu realizacji ambitnego programu „inwestycyjnego” budowy dróg. Nie można mówić o rynkowym systemie ochrony zdrowia bez gospodarki rynkowej wolnej od państwowych interwencji. Prywatne oszczędności i akumulacja kapitału są podstawowym warunkiem rozwoju gospodarczego i dobrobytu przyszłych pokoleń. Rosnąca wydajność pracy i nowe rozwiązania technologiczne przyczyniają się także do rozwoju medycyny. Poprawia się także sytuacja najbardziej potrzebujących. Rynkowe rozwiązania poprawiają ich sytuację poprzez dostarczanie większej ilości tańszych i jakościowych dóbr. Ponadto jak wskazuje L. von Mises: „możemy całkowicie zgodzić się z zasadami etycznymi, które głoszą, że obowiązkiem człowieka jest niesienie pomocy potrzebującym bliźnim, których natura skazała na cierpienie. Jednak uznając ten obowiązek, nie odpowiadamy na pytanie o to, w jaki sposób powinniśmy go wypełniać. Obowiązek ten nie jest równoznaczny z koniecznością zastosowania metod, które zagrażałyby społeczeństwu i osłabiały produktywność ludzkiego wysiłku. Zmniejszenie ilości odstępnych dóbr nie przyniosłoby korzyści ani sprawnym fizycznie, ani niezdolnym do pracy”[27].
[1] L. von Mises, Ludzkie działanie…, dz. cyt., s. 708.
[1] J. Monkiewicz, Prywatne ubezpieczenia zdrowotne w Unii Europejskiej, [w:] Ubezpieczenia w Unii Europejskiej, red. J. Monkiewicz, Poltext, Warszawa 2002, s. 388.
[2] Health at a Glance 2015: OECD indicators, OECD Publishing, Paris 2015, s. 171.
[3] R. Gwiazdowski, Emerytalna katastrofa. I jak się chronić przed jej skutkami, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2012, s. 28.
[4] L. von Mises, Ludzkie Działanie. Traktat o ekonomii, przeł. W. Falkowski, Instytut Ludwiga von Misesa, Warszawa 2011, s. 199.
[5] Tamże, s. 93.
[6] N. Ferguson, Potęga pieniądza, przeł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010, s. 199.
[7] Z. Guzel, Organizacja i uczestnicy procesu oceny ryzyka, [w:] Medycyna ubezpieczeniowa. Underwriting. Orzecznictwo. Ubezpieczenia zdrowotne, red. Z. Guzel, D. M. Fal, A. Lipki, Poltext, Warszawa 2013, s. 99.
[8] A. Lipka, Zasady oceny ryzyka w ubezpieczeniach na życie, [w:] Medycyna ubezpieczeniowa. Underwriting. Orzecznictwo. Ubezpieczenia zdrowotne, red. Z. Guzel, D. M. Fal, A. Lipka, Poltext, Warszawa 2013, s. 117.
[9] P. Jaworski, J. Micał, Pojęcie ubezpieczenia i podstawowa terminologia, [w:] Ubezpieczenia, red. M. Iwanicz-Drozdowska, Polskie Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 2013, s. 24.
[10] E. Kowalewski, Ryzyko w działalności człowieka i możliwości jego ograniczenia, [w:] Ubezpieczenia gospodarcze, red. T. Sangowski, Poltext, Warszawa 1998, s. 24.
[11] R. Wojtyszyn, Interwencja binarna jako przykład państwowego etatyzmu w gospodarce, „Wroclaw Economic Review” 2014, nr 2(20), s. 26.
[12] M. Machaj, Kapitalizm, socjalizm i prawa własności, Instytut Ludwiga von Misesa, Warszawa 2013, s. 109.
[13] Zob. R. P. Murphy, The economics of Obamacare, www.mises.org/library/economics-obamacare, (dostęp 26.04.2016 r.).
[14] R. Laszewski, Why are the 2016 Obamacare rate increases so large?, www.forbes.com/sites/realspin/2015/06/10/why-are-the-2016-obamacare-rate-increases-so-large/#28682a67194b, (dostęp 26.04.2016 r.).
[15] Można zatem stwierdzić, że dla ryzyk standardowych (osoby młode) składki zostały zawyżone, a dla ryzyk substandardowych, wysokość składek została zaniżona poniżej ich rynkowego poziomu. Sytuacja taka doprowadziła naturalnie do zwiększonego popytu na takie ubezpieczenia ze strony osób starszych i vice versa, popyt wśród osób młodszych zmalał.
[16] Kara za nieposiadanie ubezpieczenia wynosiła w 2014 r. 95 USD, natomiast w 2016 r. jej wysokość wzrosła już do 695 USD co można interpretować jako pewną formę paniki władz federalnych chcących za wszelką cenę nie dopuścić do rezygnacji z ubezpieczenia kolejnych osób. Sytuacja taka ma miejsce ponieważ przed wejściem Obamacare w Stanach Zjednoczonych nie istniał obowiązek posiadania ubezpieczenia i trudno jest to przyzwyczajenie milionów Amerykanów znieść za pomocą aktu prawnego.
[17] J. C. Goodman, G. L. Musgrave, D. M. Herrick, Jak uzdrowić służbę zdrowia? Raport o światowych systemach opieki zdrowotnej, przeł. K. Węgrzecki, Fijorr Publishing Company, Warszawa 2008, s. 276.
[18] D. M. Fal, Korzyści z rozwoju rynku dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych w Polsce, „Wiadomości Ubezpieczeniowe. Dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne — efektywny system na tle doświadczeń europejskich” 2013, nr 4, s. 48.
[19] D. J. Mitchell, How Obamacare is Destroying Healthcare Access, www.fee.org/articles/obamacare-strikes-out-on-affordability-savings-coverage/, (dostęp 26.04.2016 r.).
[20] M. Patton, National debt tops $18 trillion: guess how much you owe?, www.forbes.com/sites/mikepatton/2015/04/24/national-debt-tops-18-trillion-guess-how-much-you-owe/#1cced1ae5ebd, (dostęp 26.04.2016 r.).
[21] J. Huerta De Soto, Socjalizm, rachunek ekonomiczny i funkcja przedsiębiorcza, przeł. W. Rybicki, Instytut Ludwiga von Misesa, Warszawa 2011, s. 44.
[22] G. Reisman, The real right to medical care versus socialized medicine, www. mises.org/library/real-right-medical-care-versus-socialized-medicine, (dostęp 27.04.2016 r.).
[23] J. Huerta De Soto, Sprawiedliwość a efektywność, przeł. K. Śledziński, Fijorr Publishing Company, Warszawa 2010, s. 265.
[24] Zadziwiające są twierdzenia o wysokich cenach jakie należy płacić na rynku skoro sam system ubezpieczeń społecznych generuje dla ubezpieczonych duże obciążenia fiskalne. Przykładowo osoba pracująca na podstawie umowy o pracę i zarabiająca miesięcznie 2000 zł. netto łącznie co miesiąc odprowadza 1336 zł (rocznie 16 031 zł.) w postaci podatku dochodowego od osób fizycznych, składki na ubezpieczenie zdrowotne oraz składek na ubezpieczenia społeczne. Na rynku każda osoba mogłaby swobodnie decydować ile środków przeznaczyć na konsumpcję, oszczędzanie i opiekę medyczną. Zob. www.sprawdzpodatki.pl/ (dostęp 27.04.2016 r.).
[25] M. N. Rothbard, Ekonomiczny punkt widzenia, przeł. J. Lewiński, M. Zieliński, Instytut Ludwiga von Misesa, Wrocław 2015, s. 115.
[26] S. Ikeda, Siedem kłamstw o wolnym rynku, www.mises.pl/blog/2013/12/17/ikeda-siedem-klamstw-o-wolnym-rynku/ (dostęp 27.04.2016 r.).
[27] L. von Mises, Ludzkie działanie…, dz. cyt., s. 708.
Źródło ilustracji: Pixabay.com, CC0, Public Domain
W teorii dobrze to wygląda,ale praktyka mówi co innego,po pierwsze nikt nie jest wstanie przewidzieć,czy,kiedy i na co zachoruje,po drugie nikt raczej nie lubi przebywać w szpitalu,jest to raczej smutna konieczność,a ludzie egoistyczni i chciwi bez empati,z całą pewnością będą wykorzystywać trudną sytuację chorych,i ich rodzin,które będą gotowe natychmiast zapłacić każdą cenę za hospitalizację,choćby mieli sprzedać samochód,dom,zadłużyć się na dekady itd.,po drugie osoby bezdomne lub biedne,będą ignorowane przez opiekę zdrowotną lub staną się zadłużonymi jednostkami,kiedy ktoś choruje to nie on dyktuje warunki tylko lekarz,ponieważ najczęściej jest tak że chory potrzebuje szybkiej interwencji bez zbędnej zwłoki,to nie zakupy gdzie ludzie oglądają produkty i porównują ceny,w chorobie nie ma czasu na takie ekstrawagancje.
Odpowiedz
Lukasz Mastalerek, pisząc, że "nikt nie jest wstanie przewidzieć,czy,kiedy i na co zachoruje,po drugie nikt raczej nie lubi przebywać w szpitalu", wskazałeś jedną z głównych wad systemu publicznego. Skoro przyszłość jest niepewna i może przynieść przykre wydarzenia, to co zmienia w tej kwestii publiczny system ochrony zdrowia?- absolutnie nic. Dynamiczne procesy przedsiębiorcze (włącznie z działalnością charytatywną) zostają zastąpione biurokracją...
Twierdzenie, że ludzie są egoistyczni i chciwi to łączenie dwóch różnych pojęć. Nawet jeśli tak jest to eskalacja tego "zła" ma miejsce w instytucjach państwowych, które umożliwiają takim jednostkom zrobienie kariery. Natomiast na rynku jednym sposobem osiągnięcia sukcesu jest współpraca i konkurencja.
Jak pisze Faustino Ballve w wydanej niedawno książce Elementarz Ekonomii: "Jako ludzie działamy zgodnie z instynktem samozachowawczym. Ale egoizm to nie to samo co chciwość czy zachłanność. Egoizm jest po prostu pragnieniem szczęścia. Szczęście zaś nie zawsze wiąże się z posiadaniem dóbr materialnych." (s. 164). Mogę być egoistą poprzez pomaganie ludziom, bo akurat to daje mi szczęście i zaspokajam swoje "egoistyczne" interesy. To, że większość ludzi woli dobra materialne nic tutaj nie zmienia...
Lekarz nie dyktuje warunków choremu tak jak piekarz nie dyktuje warunków głodnemu. Wymiana rynkowa to nie jest gra o sumie zerowej - nikt nie zyskuje kosztem drugiej osoby...
Mises pisał: "W systemie niezakłóconej gospodarki rynkowej źródłem zysku nie jest ruina czy nieszczęście bliźniego, lecz zmniejszenie lub wyeliminowanie przyczyn, które sprawiają, że bliźni ów odczuwa dyskomfort. Przyczyną cierpień chorego jest choroba zakaźna, a nie lekarz, który walczy z jej skutkami. Lekarz nie czerpie zysków z epidemii, lecz otrzymuje zapłatę za pomoc, której udziela zarażonym." (Ludzkie Działanie. Traktat o ekonomii. s. 564).
Odpowiedz
[1]
Praktyka nie człowiek, więc mówić nie może,
Przenośnia to kiepska i w brzydkim kolorze.
Próby przewidzenia nadejścia choroby,
Albo też wypadku u swojej osoby,
Jest to spekulacja raczej niewesoła,
I ryzykiem wielkim obarczona zgoła,
Lepiej ubezpieczyć zdrowie oraz życie,
I w spokoju ducha sypiać wyśmienicie,
Nie będzie to trudne jeśli wszystkie składki,
Zdrowotne powrócą w twoje własne łapki,
Nie będzie też drogie, gdy monopolistę,
Na wolnorynkową zamienisz poliskę,
Odpowiedz
[2]
Socjal nie uchroni cię przed problemami,
Prędko biurokraci swymi decyzjami,
Z empatią twą kasę wydadzą dokładnie,
A kiedy choroba w końcu cię dopadnie,
To ujrzysz limity, restrykcje, kolejki,
Zmęczony personel i deficyt wielki
I cały majątek też wyprzedasz - po to,
By PRYWATNY lekarz przyjął cię z ochotą,
Lecz portfel dojony zdrowotną składeczką,
latami zbieraną, jak od krowy mleczko,
Obciążeniu temu może już nie sprostać,
No i bez terapii przez to możesz zostać.
Odpowiedz
Ludzie po wypadku,udarze,zawałem czy innych nagłych atakach choroby zagrażających życiu nie szuka się lekarza,który daje najlepszą cenę czy oferuje najlepszą jakość leczenia,tylko chce trafić jak najszybciej do najbliższego szpitala,jak woogóle można porównywać lekarza do piekarza,po sklepach w poszukiwaniu dobrej jakości taniego chleba można chodzić cały dzień,żaden chory poważnie człowiek nie ma takiego komfortu,zresztą w Polsce istnieje prywatna opieka stomatologiczna,dentyści nie rywalizują ze sobą ceną,istnieje między nimi zmowa cenowa,każdy bierze tyle samo za taką samą usługę,między bajki można włożyć teorię o rywalizacji lekarzy o pacjentów,lekarze każą sobie słono płacić jeżeli prywatnie leczą i nie ma tu wyjątków,po drugie lekarze nie zarabiają na zdrowiu tylko na chorobie więc na rękę jest im przewlekła choroba,którą się leczy do końca życia,w ten sposób można mieć stałego klienta,mając ubezpieczenie co prawda płace co miesiąc jakąś tam składkę z podatków na NFZ,i jeżeli potrzebuje lekarza (na szczęście nie choruje) to wówczas korzystam,po trzecie człowiek to nie towar,nie trafione jest porównanie pacjentów do chleba,jeżeki ktoś chce pozbyć się biednych ludzi z tej planety należałoby znieść finansowanie z budżetu służby zdrowia,biednym pozwala się umrzeć ale bogaci też nie mogą być szczęśliwi,albowiem lekarze zrobią wszystko,aby ściągnąć z nich kasę,będą ich leczyć całe życie byle tylko mieć stały dostęp do gotówki,dentyści będą niszczyć zdrowe zęby,twierząc że miały ubytek,geriatrzy będą utrzymywali w stanie niedołężności byle by tylko chory nie wyszedł ze szpitala itd.,niestety na nieszczęście pacjentów 90 procent lekarzy wykonuje ten zawód dla pieniędzy,a że na zdrowym,silnym psychicznie i fizycznie nie da się zarobić ani lekarzom ani farmacji,więc potrzeba im chorych,za duże są to pieniądze aby rezygnowali z takiej żyły złota,sam dbam o siebie bo wiem że nie stać mnie prywatnie na lekarza więc będe umierał w potrzebie,ale bogatego będą utrzymywać w stanie choroby lecząc tylko ból
a nie przyczynę,za duży to interes aby miało być inaczej.
Odpowiedz
1. Opieka zdrowotna to nie jest jedno homogeniczne dobro tylko cały zespół różnorodnych dóbr i usług, których zakres różni się w zależności od danego przypadku. Wszystko zależy od tego jakiego rodzaju usługi medyczne są nam potrzebne. Nad jednymi można się zastanawiać cały dzień a nad drugimi nie...Jeśli zaś chodzi o sytuacje nagłe, to nie ma żadnego problemu aby rynek oferował tego typu usługi - musi tak zrobić jeśli takie są oczekiwania pacjentów/ klientów. Co mi po ubezpieczeniu czy innym prywatnym pakiecie medycznym jeśli miałbym czekać cały dzień? Żaden prywatny dostawca takich usług nie byłby naiwny żeby oferować przyjazd karetki do kilku godzin...
2. Analogia do chleba była symboliczna....zresztą można podać wiele przykładów lepszego i szybszego dostępu do świeżych bułeczek itd...nie sądzę też aby można było chodzić za chlebem cały dzień, sklepy to wiedzą i dlatego mamy gęstą sieć większych i mniejszych punktów gdzie można nabyć świeże pieczywo...
3. Jak już pisałem lekarz zarabia na świadczonych usługach. fakt, mają one związek z chorobą, ale nie należy na tej podstawie wyciągać wniosków, że to dzięki chorobie lekarze zarabiają. Gdyby tak było żaden lekarz nie przykładałby się do pracy. Chciałbym też dostać jakiś dowód na to, że lekarze są w zmowie i solidarnie żądają od wszystkich wyższych cen. Dalej, lekarzowi nie opłaca się przeciągać leczenie pacjenta, bo staje się w ten sposób nieefektywny. Wieść szybko się rozniesie i inni klienci pójdą do konkurencji.
Odpowiedz
Co zrobić, by było lepiej?
Po pierwsze trzeba zlikwidować kartel medyczny, który ogranicza konkurencję w tej dziedzinie. Ceny się urealnią.
Po drugie finansowanie przez państwo to patologia, która zawsze rodzi marnotrawstwo, oszustwo i nadużycia.
Robienie 2) przed 1) nie ma większego sensu.
Co ciekawe, nie znam państwa, które by nie popierało 1) i nie chciało panować nad 2)
Przecież to najpewniejsze środki do niszczenia zdrowia, czyli także dobrobytu obywateli.
Odpowiedz
Dowód na zmowę cenową wśród dentystów w Pile w moim mieście jest następujący,wystarczy przejść się po gabinetach dentystycznych i popytać o cenę za usługę,po drugie chcę wyjaśnić dlaczego lekarze zarabiają na chorobach,otóż dlatego że zdrowy człowiek nie potrzebuje lekarza czy też leku za który musi zapłacić biorąc go często przez całe życie,natomiast pacjent leczony w ten sposób że podtrzymuje się go przy życiu jednocześnie nie zażegnując jego przypadłości chorobowej definitywnie staje się klientem aptek i przychodni lekarskich a to jest konkretny zysk dla firmy produkującej leki,lekarze często są wynagradzani i to bardzo chojnie za przepisywanie konkretnego lekarstwa,po trzecie cały system wartości większości lekarzy jest niedobry,albowiem już od dziecka kierunek studiów taki jak medycyna kojarzony jest z zarabianiem dużych pieniędzy,więc absolwenci medycyny nie po to studiują aby klepać biedę,nie po to się uczyli aby żyć przeciętnie,mało kto kończy medycynę aby wynależć lek na raka,czy pragnie pomagać ludziom,a wiadomo że wiele skutecznych lekarstw to cios dla wielomiliardowych interesów dla korporacji farmaceutycznych,aptek czy lekarzy rachunek ekonomiczny jest prosty,więcej zarobię kiedy pacjent mnie stałe potrzebuje,konkurencji wielkiej nie ma bo środowisko lekarskie jest solidarne,być może dobrym pomysłem jest związek czy też organizacja zrzeszająca pacjentów,która kontrolowałyby szpitale,wiadomo że w interesie pacjenta jest skuteczne leczenie i niska cena,po czwarte leczę zęby na NFZ i nie narzekam,rzadko chodzę do dentysty,średnio raz na trzy czasem cztery lata,wyrostek robaczkowy też wycięto mi na NFZ,operacja miała miejsce jeszcze tego samego dnia,kiedy zgłosiłem się do szpitala,i była wzorowo przeprowadzona,oczywiście wiem że istnieją patologie,w postaci wieloletnich kolejek czy braku empati i niepotrzebnych zgonów,po piąte nie można zakładać że każdy pacjent będzie miał pieniądze,a jeżeli tych pieniędzy mieć nie będzie to co ma zrobić,wiadomo powszechnie że najbardziej schorowani ludzi to ludzie najbiedniejsi,bezdomni,alkoholicy i narkomani,czy przepracowani pracownicy fizyczni pracujący w fabrykach,supermarketach czy też budownictwie,którzy to żyją przeciętnie 60 lat i tych ludzi często świat medycyny traktuje po macoszemu,przebierać w lekarzach może jedynie bogaty,biednego ograniczają fundusze więc biednym pozwala się często umrzeć natomiast bogatego leczy się w taki sposób aby żył on jak najdłużej i co za tym idzie jak najdłużej przynosił zyski wszelakim korporacją medycznym,farmacji i aptekom.
Odpowiedz
Jeżeli oferowanie JEDNAKOWYCH CEN ma być niezbitym dowodem na zmowę cenową, to należałoby natychmiast oskarżyć o taką zmowę Caritas, PCK, Towarzystwo Brata Alberta i wszystkie inne instytucje prowadzące stołowki dla ubogich. Przecież wszystkie te stołówki oferują obiady w JEDNAKOWEJ CENIE równej zero złotych.
Odpowiedz
Tylko że stomatolodzy prowadzący prywatną działalność biznesową powinni mieć z natury rzeczy różne ceny,tak jak mamy różne ceny w sklepach,w hurtowniach,restauracjach itd.im więcej jest punktów usługowo-handlowych tym korzystniejsze są ceny dla klientów,natomiast pomimo faktu że mamy w Polsce coraz więcej prywatnych gabinetów stomatologicznych to nie dość że cena jest wszędzie taka sama,to w dodatku usługi stomatologiczne drożeją i to wszędzie w każdym gabinecie te ceny zawsze są identyczne,solidarność zawodowa lekarzy niestety poszła już dawno w złą stronę,lekarze niestety szkodzą w ten sposób pacjentom kryjąc nie tylko zmowy cenowe,ale niechlujstwo,ewidentne błędy w sztuce,łapówkarstwo czy też nietrzeźwość w pracy a przecież wszystko to jest szkodliwe dla pacjenta,kosztuje go zdrowie,życie i często ogromne pieniądze,łamana jest w ten sposób przysięga Hipokratesa,etyka lekarska,obowiązkiem lekarza jest robić wszystko aby ratować życie i zdrowie pacjenta,solidarność zawodowa lekarzy powinna być zacieśniania w interesie pacjenta,dlaczego lekarze nie protestują solidarnie aby zalegalizować marihuanę,znieść przymus szczepień itd.,protesty związków zawodowych lekarzy dotyczą jedynie podwyżek,nie rozumiem tego,podwyżka dla lekarza oznacza droższą usługę dla pacjenta,kiedy protestują lekarze nie ma kto zająć się chorymi,a przecież lekarze zarabiają ogromne pieniądze,pielęgniarki również sporo zarabiają,chciwość już od dawna wyniszcza tą szlachetną naukę jaką jest medycyna,większość lekarzy deklaruje się jako chrześcijanie,więc najlepszym przykładem niech będzie Jezus,jak wiemy uzdrawiał i wskrzeszała ludzi nie biorąc za to pieniędzy a przeciesz mając takie talenty mógł zostać najbogatszym człowiekiem na ziemi,tak jak PCK,Caritas,dom brata Alberta i wszystkie stołówki dla ubogich,które nie uczestniczą w grze rynkowej,dlatego nie możemy mówić o zmowie cenowej szkodliwej dla społeczeństwa w przypadku tych instytucji,pacjentami natomiast prędzej czy póżniej będziemy wszyscy,nawet lekarze,pamiętajmy że szpitale,przychodnie i gabinety stomatologiczne istnieją po to aby pacjenci byli skutecznie wyleczeni i objęci opieką lekarską nie zaś po to aby lekarze i pielęgniarki mieli pracę,nie powinno być związku zawodowego lekarzy,powinniśmy raczej powołać stowarzyszenie pacjentów,które strajkuje kiedy w służbie zdrowia źle się dzieje,pacjentom zależy aby było jak najwięcej lekarzy i pielęgniarek obojętnie jakiej narodowości,brakuje Polaków,to niech przyjadą Ukraińcy,Białorusini,Litwini,Łotysze,Rosjanie ,Afrykanie i Azjaci,aby leki były skuteczne i możliwie jak najtańsze,pracownikom służby zdrowia zależy na czymś odwrotnym,chcą aby leki były jak najdroższe,i aby pracować mogli w szpitalach tylko wybrani w jak najmniejszej liczbie,nie mówiąc już o kartelu medycznym.
Odpowiedz
Czy w Stanach sprzed Obamacare ludzie byli zdrowsi niż w Europie? Czy byli bardziej zadowoleni z opieki medycznej? Jesli tak, to popieram zmianę proponowaną przez autora artykułu i idę obejrzeć na DVD kolejną część "Piły" (pozdrawiam wiedzących o co chodzi)
Odpowiedz